Piotr Lisek: w tym skwarze topnieje wszystko, ale nie entuzjazm!

Getty Images / Na zdjęciu: Piotr Lisek
Getty Images / Na zdjęciu: Piotr Lisek

- Dużą presję na mnie nakładacie, muszę sobie jakoś radzić. Czekacie na mój czwarty medal? No właśnie, zero presji! - śmiał się Piotr Lisek. Polak awansował do finałowego konkursu skoku o tyczce na MŚ w lekkoatletyce.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Z Budapesztu - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]

Wysoko trzeba było poszybować, aby uzyskać awans do finału mistrzostw świata w skoku o tyczce mężczyzn. Dobra forma lekkoatletów sprawiła, że kwalifikację zapewniało dopiero pokonanie poprzeczki zawieszonej na 5,75 m.

Na szczęście udało się to dwóm reprezentantom Polski. W sobotnim finale (19:25) zobaczymy Piotra Liska i Roberta Soberę. Eliminacji nie przebrnął Paweł Wojciechowski.

Pierwszy z nich przybył do strefy wywiadów uśmiechnięty, choć trochę zmęczony panującymi w Budapeszcie warunkami. Eliminacje były rozgrywane przy temperaturze blisko 35 stopni Celsjusza.

- W tym skwarze wszystko topnieje, ale nie entuzjazm - śmiał się. - Czy była walka o zacienione miejsca? Trochę tak, na szczęście z Robertem wybraliśmy najlepsze! Wszyscy mieliśmy te same warunki, trzeba robić swoje. Nie było łatwo, jestem dużym facetem i pocę się bardziej od innych.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #7. Nikola Horowska ozłocona. "Przeżywałam w tym roku trudne chwile"

Po chwili zabrał już głos nt. samej rywalizacji. - Gdyby trzeba było dzisiaj skakać 5,80 m, to chyba byłby to rekord na mistrzostwach świata. Nie ma co się przywiązywać do zrzutek, po delikatnej poprawie było już zdecydowanie lepiej. Jeśli dołożę do tego kilka procent, będzie dobrze. To fajny prognostyk przed finałem

Piotr Lisek ma już w swoim dorobku trzy medale mistrzostw świata - jeden w hali, dwa na otwartym stadionie. Jego zwyżkująca forma sprawiła, że wielu widzi w nim kandydata do walki o podium. Rywale są jednak bardzo mocni.

- Dużą presję na mnie nakładacie, muszę sobie jakoś radzić. Czekacie na czwarty medal? No właśnie, zero presji - uśmiechał się.

- Finał będzie kompletnie inny, nie ma co patrzeć na eliminacje. Wszystko będzie inne, począwszy od godziny. To będzie nowe rozdanie. Szkoda mi mojego kolegi treningowego Emmanouila Karalisa, ale cieszę się bardzo z awansu Roberta. Dawno razem nie skakaliśmy w finale dużej imprezy.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty