Kilka dni temu, w Dusznikach, Piotr Lisek wygrał mityng lekkoatletyczny "Lisek w domu", którego zresztą był organizatorem. Wówczas uzyskał 5,71 m, sygnalizując, że jego forma rośnie. Potwierdził to podczas niedzielnego mityngu w Białymstoku, w którym spisał się jeszcze lepiej.
Polak w pierwszym podejściu zaliczył dwie pierwsze wysokości - 5,41 m i 5,56 m. Następnie poprzeczka powędrowała na 5,71 m, a Lisek poradził sobie z nią za drugim podejściem. Tyczkarze, którzy pozostali w grze, postanowili zgodnie opuścić wysokość 5,76 i atakować 5,81 m, bo tyle wynosi minimum na mistrzostwa świata w Budapeszcie.
Lisek nie poradził sobie z poprzeczką na tej wysokości w pierwszej próbie, ale w drugiej już zaliczył 5,81 m. A tak wysoko nie skakał od prawie dwóch lat. Ten skok dał mu wygraną w niedzielnych zawodach, a co najważniejsze - minimum na mistrzostwa świata.
- To był ładny skok. Jesteśmy zadowoleni z trenerem z tego, jak technicznie skaczę. A to jest najważniejsze. Mam ochotę na więcej - przyznał przed kamerą TVP Sport.
Zdecydowanie słabiej w Białymstoku spisali się dwaj inni polscy tyczkarze. Robert Sobera zakończył rywalizację z 5,41 m, a Paweł Wojciechowski nie miał ani jednej ważnej próby.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"
Z dobrej strony zaprezentował się też Michał Haratyk, triumfując w konkursie pchnięcia kulą. W drugiej kolejce posłał ją na odległość 20,92 m. - Wciąż brakuje metra albo i dwóch. Muszę dużo startować, bo na treningach pcham tak, jakbym nie występował od dwóch lat. Są jednak symptomy tego, że może być dobrze - skomentował w TVP Sport.
Czytaj także:
- Sprinter zawieszony na cztery lata. W aktach sprawy pojawia się... Chorzów
- Rekordzistka świata pobiegnie w Polsce! Niezwykła obsada na Memoriale Skolimowskiej