Podczas niedawnych mistrzostw świata w Eugene, żaden z naszych kulomiotów nie zakwalifikował się do finału i USA opuszczali w kiepskich nastrojach. Podczas ME w lekkoatletyce w Monachium sytuacja wygląda już dużo lepiej i obaj zawodnicy powinni zagrozić najlepszym. Jeśli oceniać finałową stawkę tylko po rekordach życiowych, to nasi reprezentanci nie powinni mieć szczególnych problemów, by skończyć rywalizację na podium. Tegoroczna forma sprawia jednak, że wszystko jest możliwe.
Mateusz Puka (WP Sportowefakty): Mistrzostwa świata zakończyły się dla pana porażką. Mocno pan to przeżył?
Konrad Bukowiecki (wicemistrz Europy w pchnięciu kulą z 2018 roku): Podejrzewam, że jakbym skończył z takim wynikiem na miejscu 18., 20., czy 30., to miałbym do siebie mniejszy żal. Przed mistrzostwami świata miałem jednak kontuzję i na zawody pojechałem praktycznie z marszu. Dziesięć dni leżałem w łóżku i nic nie mogłem robić. Najbardziej boli mnie, że mimo takich okoliczności uzyskałem wynik, który dawał awans do finału, ale przegrałem drugą próbą. To już jednak historia i nie chcę do tego wracać.
Co dokładnie panu dolegało w Eugene?
Nie chcę o tym więcej mówić, by głupio się nie tłumaczyć. Byłem kontuzjowany, nie mogłem chodzić i nawet leżenie nie było dla mnie komfortowe. Na trzy tygodnie przed zawodami brałem leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Długo nie wiedziałem, czy w ogóle dam radę polecieć do Eugene. Ostatecznie mój stan poprawił się tuż przed wylotem i zdecydowałem się zaryzykować. Nie można więc mówić, że przegrana w walka o finał o centymetr, to jest wielka porażka. Najważniejsze, że jest już wszystko w porządku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za widoki! Polka zaszalała w USA
Na mistrzostwa Europy przyjechał pan walczyć o medal?
Taki mam zamiar. Mam nadzieję, że już nigdy nie powtórzy się historia z niedanego Memoriału Kamili Skolimowskiej, gdzie sędzia nie dopuścił do konkursu mojej kuli. Wtedy musiałem pchać kulą o kilka milimetrów większą i miałem z tym problem, bo zupełnie nie jestem do tego przyzwyczajony. Gdy jednak wszystko będzie dobrze, to jestem optymistą i liczę na dobry wynik.
Poziom pchnięcia kulą podniósł się w ostatnich latach niesamowicie. Wierzy pan, że niedługo uda się panu nawiązać do najlepszych wyników Ryana Crouzera i innych, którzy pchają powyżej 23 metrów?
Żyjemy w takich czasach, w których poziom naszej konkurencji jest kosmiczny. Mój najlepszy wynik, czyli 22,25, to 20. najlepszy wynik w historii tej dyscypliny, ale mam pecha, bo 10 zawodników z czołowej dwudziestki pcha właśnie teraz. W pchnięciu kulą mamy złote czasy i trzeba z tym żyć. Niektórzy rodzą się w czasach, gdy pchanie na poziomie 21,50 wystarczy do zdobywania złotych medali, a niektórzy w takich, że trzeba pchać powyżej 23 metry, by w ogóle walczyć o medal.
Co zostało ostatnio wynalezione, że wyniki najlepszych zawodników poszły aż tak bardzo w górę?
Nie mam pojęcia. Nie wiem, czy jest coś takiego. Wydaje mi się, że to naturalna kolej rzeczy, bo w każdej dyscyplinie zdarzają się lepsze i gorsze okresy. U kulomiotów nie wynaleziono innowacyjnych butów, kule wciąż są takie same. Świat po prostu poszedł do przodu, pchnięcie kulą zaczęło uprawiać znacznie więcej osób, co najlepiej widać po liczbie Amerykanów. Ich zawodników na wysokim poziomie zawsze było dużo, ale teraz jest jeszcze więcej. To napędza poziom całej konkurencji.
Czy w ostatnich latach zmieniły się metody treningowe światowej czołówki? Można powiedzieć, że Europa coś przegapiła?
Każdy trenuje inaczej i każdemu pasuje coś innego. Ja mam swój cel i swoją drogę. Paradoksalnie jestem jeszcze młody, mam 25 lat, a rywale są dużo starsi. Mam więc jeszcze czas, by się poprawiać. Wiem, gdzie mam rezerwy.
Ma pan jakiś szczególny element, który trzeba poprawić, by osiągać jeszcze lepsze wyniki?
Szczerze mówiąc nie widzę u siebie ani jednego obszaru, w którym osiągnąłem taki poziom, że nie mogę być lepszy. Każdy aspekt jest jeszcze do poprawy: technika, motoryka, siła i dążę do tego, by to udoskonalać.
W jakim nastroju przybył pan do Monachium?
Wiem na co mnie stać i zdaję sobie sprawę, że jestem w dobrej formie. Na treningach kula latała bardzo daleko i wiem, że stać mnie na medal.
Czytaj więcej:
Aleksandra Lisowska mistrzynią Europy
Jest drugi medal dla Polski na ME