Nie ma powodów do zmartwień - wywiad z Sofoklisem Schortsanitisem, centrem reprezentacji Grecji

Nazywany "Baby Shaq", Sofoklis Schortsanitis był jedynym zawodnikiem w reprezentacji Grecji, który radził sobie z bardzo atletycznie grającymi Francuzami, lecz na parkiecie przebywał tylko dwanaście minut. W tym czasie zdążył rzucić 12 oczek, będąc drugim najskuteczniejszym strzelcem swojej drużyny. O swoich odczuciach na temat spotkania opowiedział portalowi SportoweFakty.pl

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Fałkowski: Nie żal panu, że grał pan dzisiaj tak krótko przez kłopoty z faulami. Może właśnie pana brakowało na parkiecie w końcówce meczu?

Sofoklis Schortsanitis: Nie mogę mieć żalu do nikogo za to co się stało. Jedynie do siebie. Cóż, jeśli popełnia się proste błędy w kryciu w obronie to potem trzeba pokutować. Co z tego, że grało mi się nieźle, jak przez własne pomyłki spędziłem na parkiecie tylko nieco ponad kwartę.

Nie odpowiedział pan na pytanie. Byłoby łatwiej zespołowi, gdyby w końcówce trener mógł z pana skorzystać?

- To ciężkie oceniać w ten sposób samego siebie. Trener nie mógł ze mnie skorzystać, więc nie ma teraz po co gdybać. Tak to jest, trzeba się koncentrować na przyszłości. Powiem jedynie, że grało mi się dzisiaj całkiem nieźle.

Dzięki swej sile potrafił pan przeciwstawić się atletycznie grającym Francuzom...

- Tak, ich basket na tym polega, że bardzo dużo biegają, bardzo szybko przenoszą piłkę z jednej połowy na drugą i chcą jak najszybciej zakończyć akcję punktami. Przy tym bardzo wysoko skaczą i często używają swojej siły w starciach podkoszowych. Ja powtórzę to, co już powiedziałem wcześniej. Grało mi się dzisiaj dobrze, tylko szkoda głupich fauli. Lubię kiedy mogę wykorzystać swoją siłę i gabaryty pod koszem.

Mimo porażki nie ma powodów do zmartwień. Awansowaliście do półfinału z trzeciego miejsca.

- Tak, to dobra pozycja wyjściowa. Francuzi pokazali, że pierwsze miejsce należało się im bez dwóch zdań, więc trzecia lokata jest jak najbardziej adekwatna. Zobaczymy teraz kogo nam przyniesie los.

Kalkulujecie więc z kim przyjedzie wam się zmierzyć. Albo kogo chcielibyście uniknąć?

- Nie, w ogóle się nad tym nie zastanawiamy. Kto ma być to będzie. Jeśli chcemy wygrać EuroBasket, a taki jest nasz cel, musimy pokonać każdego z kim przyjdzie nam się zmierzyć. Tak, jak mówiłem: trzecia pozycja w grupie E jest dobra, ponieważ unikniemy najlepszego zespołu z grupy F. Wszystko będzie w naszych rękach z kimkolwiek byśmy nie grali.

W ostatniej akcji piłka trafiła do Nando de Colo. Spodziewaliście się chyba raczej podania do Tony’ego Parkera?

- Nie ukrywam, że tak, ale nie nastawialiśmy się na niego konkretnie. Wyszliśmy bronić każdy swego i równie dobrze byliśmy przygotowani na obronę przeciwko każdemu innemu zawodnikowi. Cóż, nie wyszło. Raz się przegrywa, a raz wygrywa. Ale tak, jak już mówiłem - nie ma powodów do zmartwień.

Źródło artykułu: