Zagrali bez trenera i pięciu koszykarzy. Efekt nie mógł być inny

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Kerem Kanter
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Kerem Kanter

WKS Śląsk Wrocław przegrał w 28. kolejce Energa Basket Ligi z PGE Spójnią Stargard 73:86. Biorąc pod uwagę sytuację kadrową faworyta taki wynik zaskakuje zdecydowanie mniej niż gdyby obie drużyny wystąpiły w najsilniejszych składach.

- Stanęliśmy przed arcytrudnym zadaniem. Podchodząc do tego spotkania zdziesiątkowani przez chorobę i wirusa. Chciałoby się powiedzieć, że wielu zawodników nie wykonało swojej pracy na boisku ponieważ naprawdę żałośnie wyglądaliśmy w obronie - zaznaczył na pomeczowej konferencji prasowej trener Andrzej Adamek.

W roli pierwszego szkoleniowca zastępował chorego Andreja Urlepa. To był początek osłabień. Trzech koszykarzy (Travis Trice, Aleksander Dziewa i Martins Meiers) WKS Śląska nie przyjechało do Stargardu, a Łukasz Kolenda i Ivan Ramljak byli w 10-osobowym składzie jednak nie pojawili się na parkiecie.

Ci, którzy grali również zmagali się z problemami zdrowotnymi, dlatego trenerowi trudno było ocenić ich występ. - Mając wiedzę, co się działo w przerwie spotkania, czy w nocy przed meczem z zawodnikami, którzy nie powinni grać, a wyszli i walczyli ciężko powiedzieć coś rozsądnego. Niski poziom agresji i niezadowalający poziom gry w obronie. Z drugiej strony patrząc na nich z bliska widać było w pewnym momencie brak mocy - analizował Andrzej Adamek.

ZOBACZ WIDEO: Piękna miss Euro wbiła szpilkę gwiazdorowi Szwecji

Kiedy koszykarze Śląska wrócą do gry? - Bardzo ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Mamy nadzieję wszyscy, że jak najszybciej. Meiers jest kontuzjowany natomiast Dziewa i Trice są chorzy. Kwestia powrotu do zdrowia. Podobnie jest z Łukaszem Kolendą. Ivan Ramljak ma kontuzję - wyliczał asystent Andreja Urlepa, który musiał wskoczyć w jego buty.

WKS Śląsk trafił na rywala, który również grał bez dwóch koszykarzy (kontuzjowany Nick Spires i chory Tomasz Śnieg). PGE Spójnia straciła szansę na play-offy jednak stargardzianie chcieli się przełamać po sześciu porażkach z rzędu i z dobrej strony pokazać się przed własną publicznością. Kibice szybko wyczuli szansę na ogranie odwiecznego rywala i głośnym dopingiem ponieśli zespół do zwycięstwa.

- To nie jest łatwa sytuacja kiedy trzeba wejść w buty pierwszego trenera. Tu jest dobra sportowa atmosfera. Zawsze jest głośno. Kibice żywiołowo dopingują swoją drużynę. To coś, w czym wyrastałem w swoim rodzinnym mieście Wałbrzychu. Dobry obiekt do grania - mówił Andrzej Adamek.

Najwięcej punktów dla Śląska (24) zdobył Kerem Kanter, który trafił 6/16 prób z gry. W drugiej połowie był też często faulowany, co skrupulatnie wykorzystywał (11/12 z rzutów wolnych). Jak zdradził trener Adamek podkoszowy był jednym z zawodników, którzy najbardziej ucierpieli przez wirus grypy żołądkowej.

- Zmagamy się z kontuzjami i chorobami, ale grając na tym poziomie to nie jest żadną wymówką. Myślę, że trener Adamek przygotował dobry plan na mecz. Pokazaliśmy to na początku. W pierwszej kwarcie mieliśmy swoje momentum. Rywale nie poddawali się i walczyli przez 40 minut. Nic nie mogliśmy na to poradzić. Musimy zająć się ostatnimi meczami sezonu zasadniczego i w dobrej formie wejść w play-offy - podsumował Kerem Kanter.

Zobacz także: Fotel dalej do wzięcia. Cóż to był za powrót do gry!
Zmniejszyli straty z 28 do 9 punktów, ale to było za mało na rywali. Play-offy coraz bliżej

Komentarze (1)
avatar
k1ngbeer
4.04.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To może Śląsk przegra te dwa kolejne spotkania by mieć Anwil a po nich o ile się uda to Czarnych ;)