Trener lidera polskiej ligi: Wkurzają mnie gadki o medalach! [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Mantas Cesnauskis
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Mantas Cesnauskis

- Zawodnicy myśleli, że jesteśmy super drużyną, której nikt nie podskoczy. A wcale nie jesteśmy tak dobrzy, jak wszyscy o nas mówią. Jesteśmy daleko od medali, daleko od miejsca, w którym się obecnie znajdujemy - mówi Mantas Cesnauskis.

Lider polskiej ekstraklasy został zdeklasowany przez... dziesiątą ekipę w tabeli, w pewnym momencie przegrywając aż 28:60! Trener Mantas Cesnauskis był zszokowany, gdy widział, co jego zawodnicy wyrabiali na parkiecie Ergo Areny podczas starcia z Treflem Sopot (78:103). Nawet jego krzyki i kolejne brane czasy nie pomagały. Słupszczanie wyglądali jak dzieci we mgle na tle świetnie dysponowanych gospodarzy, którzy robili, co chcieli z rywalami.

Słupszczanie w ogóle nie przypominali drużyny, która wcześniej przejeżdżała się po kolejnych rywalach (bilans 20:5). O jej sile przekonywali się najmocniejsi w lidze: Anwil, Stal i Zastal. Trener lidera ekstraklasy zachowuje spokój, ale podkreśla, że drużyna nie może tak grać w kolejnych spotkaniach.

- Nie boję się. Nie wpadniemy w dołek, ufam swoim graczom, choć uważam, że to jest zimny prysznic na nasze rozgrzane głowy. Mam takie wrażenie, iż zawodnicy myśleli, że jesteśmy super drużyną, której nikt nie podskoczy. To złudne myślenie, bo w tej lidze każdy może ograć każdego - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: "Szalona". Wideo z trenerką mistrza olimpijskiego robi furorę w sieci


Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Przegraliście po fatalnym meczu na wyjeździe z Treflem Sopot aż 78:103. Po raz pierwszy w tym sezonie straciliście tak dużą liczbę punktów. Jak pan skomentuje to, co stało się w Ergo Arenie?

Mantas Cesnauskis, trener Grupa Sierleccy Czarnych Słupsk, lidera polskiej ekstraklasy (bilans 20:6): Trefl Sopot pokazał nam, jak należy grać w koszykówkę. Rywale byli znakomicie przygotowani pod względem mentalnym, czego nie mogę powiedzieć o swojej drużyny. Od pierwszej minuty meczu było u nich widać dużą pewność siebie, agresję i determinację. Nam tego zabrakło, nie widziałem skupienia u zawodników. Robiliśmy wiele błędów, oddawaliśmy piłkę rywalom, co pokazywało, że nie jesteśmy gotowi do gry.

Co panu ten mecz pokazał? Wyciągnął pan już pierwsze wnioski?

Tak. Trefl nam pokazał, że nie jesteśmy wcale tak dobrzy, jak wszyscy o nas mówią. Kompletnie niepotrzebnie mówi się o nas jako drużynie medalowej, widzę, że w ostatnim czasie pojawiło się sporo takich opinii. To nam nie pomaga, tym bardziej, że jesteśmy daleko od medali, daleko od miejsca, w którym się obecnie znajdujemy. Uważam, że mentalnie nie byliśmy gotowi do rywalizacji z Treflem, myśleliśmy, że mecz sam się wygra, a gdy rywale nam odjadą, to ich dogonimy w czwartej kwarcie. Nie da się grać w ten sposób na poziomie PLK. W pewnym momencie było 28:60, to wynik całkowicie nieakceptowalny. Nie da się odrobić takich strat.

Zdania o tym, że Czarni zdobędą medal, pana irytują?

Bardzo mnie to denerwuje. Widać, że moi zawodnicy nie są jeszcze gotowi na to, co dzieje się wokół drużyny. Oni muszą być skupieni na koszykówce i na tym, by gryźć parkiet od pierwszej minuty spotkania. Powtórzę: jeśli nie będziemy tak grali, to nie mam szans w tej lidze.

Czy na treningach - przed meczem z Treflem Sopot - widział pan rozprężenie u zawodników?

Widziałem to, że zawodnicy nie trenują tak jak zawsze. Dochodziły do mnie różne sygnały. Nie ukrywam, że byłem wkurzony i starałem się reagować na bieżąco. Odbyłem sporo rozmów z graczami, ale na niewiele to się zdało.

Miałem takie wrażenie, że w trakcie spotkania był pan mocno zszokowany tym, że drużyna może aż tak słabo grać.

Zgadza się, byłem zszokowany tym, jakie błędy popełniali moi zawodnicy. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Kozłowanie w nogi było nagminne, Billy'emu Garrettowi dwa razy rywale zabrali piłkę. Mówiłem zawodnikom w szatni: takie mecze przegrywa się w głowie - mentalnie i fizycznie - bez znaczenia, jaką taktykę się obierze.

Do kogo ma pan największe pretensje?

Cały zespół zawiódł. Zabrakło mi organizacji gry, a za to są odpowiedzialni Klassen i Garrett. Oni co prawda zdobyli sporo punktów, ale było widać, że nie kontrolowali wydarzeń na boisku. Graliśmy bardzo chaotyczni w ataku, a o obronie to już nawet nie mówię. To był dramat, oddawaliśmy punkty rywalom bez walki.

Czy forma Billy'ego Garretta w ostatnich tygodniach pana nie martwi?

Na pewno rywale lepiej go czytają, wiedzą, co może zagrać, ale trzeba pamiętać, że jego rola w drużynie zmieniła się po dojściu Marcusa Lewisa. Teraz musi więcej rozgrywać, kontrolować to, co dzieje się na boisku. To działa, ale jego statystyki spadają. Wiem, że wszyscy mówią, że słabnie, ale ja tak nie uważam.

A może go to irytuje?

Nie wydaje mi się, bo rozmawiałem z nim na temat wiele razy. To bardzo inteligentny i ułożony zawodnik.

Jak pan reagował w trakcie i po meczu? Był krzyk w szatni?

W trakcie meczu byłem bezradny, próbowałem używać różnych metod, ale nic nie działało. Ani pozytywny przekaz, ani krzyk. Pochwaliłem też zawodnikom za czwartą kwartę, bo pokazali charakter, walczyli, odrobili część strat, ale nie chcemy grać w ten sposób.

Obawia się pan powtórki w kolejnych meczach?

Nie boję się. Nie wpadniemy w dołek, ufam swoim graczom, choć uważam, że to jest zimny prysznic na nasze rozgrzane głowy. Mam takie wrażenie, iż zawodnicy myśleli, że jesteśmy super drużyną, której nikt nie podskoczy. To złudne myślenie, bo w tej lidze każdy może ograć każdego.

Bawicie się w matematykę? Wiecie, ile meczów trzeba wygrać, by zająć pierwsze miejsce?

Oczywiście, że wiemy, ale nie podchodzimy do tego w ten sposób. Mamy cztery mecze do rozegrania i chcemy każdy z nich wygrać. Po prostu. Nie lubię bawić się w matematykę na zasadzie, że jeśli kto wygra ileś meczów, to my musimy wygrać tyle. To zawsze gubi. My mamy na tyle dobrą sytuację, że możemy patrzeć tylko na siebie.

Na kogo chciałby pan trafić w fazie play-off?

Szczerze? Nie ma większej różnicy, czy trafi się na Astorię, King, Legię czy Trefla. To są bardzo porównywalne zespoły. Jeśli będziemy grali tak jak w Sopocie w kolejnych meczach, to w tej lidze z nikim nie wygramy. Musimy wrócić do swojej gry: agresywność, zaangażowanie, dzielenie się piłką.

Na koniec zapytam: Trice czy Mathews na kogo pan odda głos w kontekście wyboru MVP?

Najchętniej oddałbym głos na... Garretta!

Ale nie może trener zagłosować na swojego zawodnika.

Wiem (śmiech). Trice i Mathews są wspaniali, podnoszą poziom ligi. Nie ukrywam, że Trice nas "skasował" w dwóch meczach i najprawdopodobniej na niego oddam głos.

CZYTAJ TAKŻE:
Kamil Łączyński: I miejsce odjechało, ale... [WYWIAD]
Ma dość czekania na spłatę zaległości. Idzie do sądu
Michał Nowakowski: Anwil? Powtórzyć sukcesy z przeszłości [WYWIAD]
Trener Anwilu Włocławek: Niektórzy mnie oszukali [WYWIAD]

Komentarze (2)
avatar
RedDevil1910
22.03.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Miejmy nadzieje ze Beau wróci na Ziemie bo mam wrażenie że od jakiegoś czasu jest myślami w następnym sezonie w jakimś pucharowym europejskim średniaku :) 
avatar
Ar3k87
21.03.2022
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ten mecz tylko Czarnym pomoże...