Kamil Łączyński: I miejsce odjechało, ale... [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu:  Kamil Łączyński
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Kamil Łączyński

- Czarni Słupsk grają piękną koszykówkę, bawią się grą i z rywalami. Przewaga parkietu na pewno będzie ich atutem, ale play-off to inny rozdział. Kiedyś sami tego doświadczyliśmy - mówi Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek.

Aż trudno w to uwierzyć, ale prawie dwa miesiące koszykarze Anwilu Włocławek czekali na 16. zwycięstwo w rozgrywkach Energa Basket Ligi. 22 stycznia Anwil po raz ostatni wygrał w Energa Basket Lidze. Później poniósł cztery porażki z rzędu, przegrał też w Pucharze Polski. W piątek odniósł zwycięstwo na trudnym terenie w Sopocie (89:82).

Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek, jest zdania, że zespół nie ma już raczej szans na dogonienie Czarnych Słupsk na koniec rundy zasadniczej, ale dodaje też, że play-offy to inny rozdział do napisania. W ostatnim czasie pojawiło się sporo krytycznych opinii na temat gry włocławian. Czy to miało wpływ na drużynę?

- Jesteśmy samokrytyczni. Nie potrzebujemy do tego opinii z zewnątrz. Ja jestem tego zdania, że każda krytyka jest dobra, jeśli jest konstruktywna. Jeśli ktoś nie wie, co dzieje się w drużynie, a zabiera głos i każdego krytykuje, to trudno go brać na poważnie. Często są to słowa pod wpływem emocji. Proszę mi wierzyć, że my dobrze pracujemy, treningi są ciężkie - komentuje rozgrywający Anwilu.

ZOBACZ WIDEO: Ukraińscy sportowcy pomagają i walczą na froncie. "Ta armia nas obroni"

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy zespół - po wygranej z Treflem Sopot (89:82) - odetchnął? Ostatnio było - licząc też Puchar Polski - pięć porażek z rzędu.

Kamil Łączyński, rozgrywający Anwilu Włocławek: Tak. Zawsze tak się dzieje po serii przegranych spotkań. Nie mówię złych, bo one wcale nie były złe w naszym wykonaniu. Cieszy fakt, że teraz dowieźliśmy prowadzenie do samego końca. Znów zaczęliśmy z "wysokiego C", przez większą część meczu realizowaliśmy swoje założenia i dobrze to wyglądało, a w końcówce pojawiło się trochę błędów i nerwowości.

Anwil tak ostatnio właśnie wygląda. Scenariusz się powtarza.

To fakt i oby przełamanie w Sopocie było dobrą prognozą na przyszłość. Nie ma co ukrywać, że aspekt psychologiczny jest bardzo istotny. Wiara w swoje umiejętności na pewno nie podupadła, ale uważam, że w końcowych fragmentach nieco za bardzo patrzymy na zegar i chcemy dowieźć wygraną do końca. Trzeba spokojnie to wszystko rozgrywać i mieć świadomość, że rywale też mają swoje atuty. Też jest tak, że jeśli szwankuje nam skuteczność z dystansu, to musimy poszukać innych rozwiązań.

Czyli różnorodność jest kluczem do sukcesów?

Tak, bo wszędzie trzeba robić dywersyfikację. W życiu, biznesie, koszykówce. Trzeba szukać różnych pomysłów i rozwiązań. Uważam, że w Sopocie bardzo dobrze wykorzystywaliśmy Zigę Dimca. Wiedzieliśmy, że Josh Sharma jest dobrym blokującym, ale nie oszukujmy się: fizycznie jest 1/3 Dimca. To powoduje, że dwoma czy trzema kozłami upychał go pod sam kosz i z tego - jako zespół - mieliśmy sporo korzyści.

Ziga Dimec otwiera grę Anwilu Włocławek?

Na pewno, ale należy pamiętać, że on sam piłki nie weźmie. Musimy go kreować i korzystać z jego atutów. Jeśli ma przewagę pod koszem, to trzeba z tego czerpać garściami. To pokazał mecz w Sopocie.

Czasami mam wrażenie, że chcecie zbyt indywidualnie rozwiązywać akcje, brakuje w niektórych akcjach zespołowości. Jak to pan widzi?

Możliwe. Na treningach często rywalizujemy 1vs.1 i te pojedynki naprawdę stoją na dobrym poziomie, widać duże umiejętności u graczy, to czemu nie korzystać z tego w meczu? Trener daje nam zielone światło na taką grę, ale wszystko w ramach rozsądku. Jest potrzebny ten balans, o którym mówiliśmy przed chwilą. Jeśli jest dużo gry jeden na jeden i nie trafiamy, to nie dość że rzucający jest załamany, to pozostała czwórka też jest rozczarowana i załamana. Wszyscy zaczynają machać rękoma z niezadowolenia. Tak nie może być. Wszędzie balans!

Mówiliśmy o roli Dimca, a jak ważny dla tego zespołu jest Kamil Łączyński?

Jako rozgrywający pełnię ważną funkcję, jest takim przedłużeniem myśli trenerskiej na boisku. Jeśli tej gry indywidualnej jest zbyt dużo, to ja muszę wkroczyć i zarządzić pewne kwestie - czasami nawet bez komunikacji bez trenera - by uporządkować naszą grę.

Kamil Łączyński: Mam dobrą relację z trenerem
Kamil Łączyński: Mam dobrą relację z trenerem

Może pan pokazać daną zagrywkę bez konsultacji z trenerem?

Nie, nigdy tak nie jest, że sam tym zarządzam, ale też nie jest tak, że trener nie daje mi wolnej ręki w doborze zagrywki. Też trzeba pamiętać, że nie zawsze jest możliwość złapania kontaktu wzrokowego. Czasami - gdy jest głośno w hali - to mogę czegoś nie usłyszeć, więc trzeba umieć się dopasować. Dużym plusem jest to, że wiem, co mamy grać w danym meczu. Trenerzy zawsze przygotowują listę z zagrywkami pod danego rywala.

Scouting odgrywa ważną rolę w Anwilu?

Tak, trenerzy przykładają do tego dużo uwagi, wykonują bardzo dobrą pracę, zawsze jesteśmy świetnie przygotowani, ale na samym końcu liczy się to, czy piłka wpadnie do kosza. Grzegorz Kożan i Piotr Blechacz tę pracę wykonywali tak samo dobrze przed poprzednimi spotkaniami. To pokazuje, że można dużo pracować, przygotować się, a i tak przegrać mecz, bo np. szwankuje skuteczność.

Czy krytyka po porażkach na was jakoś wpłynęła? Rozmawialiście o tym w szatni?

Jesteśmy samokrytyczni. Nie potrzebujemy do tego opinii z zewnątrz. Ja jestem tego zdania, że każda krytyka jest dobra, jeśli jest konstruktywna. Jeśli ktoś nie wie, co dzieje się w drużynie, a zabiera głos i każdego krytykuje, to trudno go brać na poważnie. Często są to słowa pod wpływem emocji. Proszę mi wierzyć, że my dobrze pracujemy, treningi są ciężkie. Nikt nas w tej lidze nie zdominował, w każdym meczu mieliśmy swoje szanse. Dlatego apeluje o spokój i cierpliwość. Wierzymy w swoje umiejętności.

Czy 1. miejsce w tabeli już odjechało?

Myślę, że tak, bo przegraliśmy też dwa spotkania z Czarnymi Słupsk, którzy grają piękną koszykówkę. Bawią się grą i z rywalami. Przewaga parkietu na pewno będzie ich atutem, ale trzeba pamiętać, że play-offy mocno różnią się od sezonu zasadniczego. To inny rozdział. Tam dochodzą dodatkowe emocje, jeden przegrany mecz może zniwelować całą przewagę, na którą pracowało się przez 7-8 miesięcy.

CZYTAJ TAKŻE:
Prezes rewelacji ligi: Zawodnicy chcą u nas grać. Zainteresowanie jest ogromne!
Amerykanin czeka na kasę z polskiego klubu. Padły gorzkie słowa
Gwiazdor odstrzelony. Źle wydane pieniądze [KOMENTARZ]
MVP, przetrenowanie i "Klub Kokosa". Garbacz: Ludzie sukcesu nie mają czasu hejtować

Komentarze (0)