MVP, przetrenowanie i "Klub Kokosa". Jakub Garbacz: Ludzie sukcesu nie mają czasu hejtować [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Jakuba Garbacz
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Jakuba Garbacz

Jeszcze półtora miesiąca temu był w "Klubie Kokosa". Tam stracił formę i nabrał kilogramów. Na dodatek Niemcy nie mówili o nim miłych rzeczy. - Przyjechałem zaniedbany do Polski, MVP Pucharu Polski to nagroda za ciężką pracę - mówi nam Jakub Garbacz.

Powrót reprezentanta Polski - po kilkumiesięcznej przygodzie w Bundeslidze - do kraju był szeroko komentowany. Jakub Garbacz wyjechał z Niemiec, bo nie czuł się najlepiej w zespole, chciał zmienić otoczenie, zwłaszcza, że zaczęły się pojawiać coraz mocniejsze sygnały o zainteresowaniu z Polski. O kadrowicza walczyły dwa kluby: Anwil Włocławek i Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski. Ostatecznie - z kilku względów - wybrał ofertę mistrza Polski, z którym właśnie zdobył Puchar Polski. Garbacz został wybrany MVP turnieju, co najlepszym dowodem na to, że wraca do wysokiej formy.

Jeszcze miesiąc temu był w dużym dołku fizyczno-mentalnym, miał za sobą trudny okres w życiu, gdy był przez kilka tygodni odsunięty od drużyny w Niemczech. Trenował indywidualnie, nabrał wagi i tkanki tłuszczowej. Gdy wrócił do Polski, usłyszał, że potrzebuje 6-8 tygodni na dojście do formy, sprawę nieco pokrzyżował koronawirus. Garbacz zdecydował się - w specjalnej rozmowie dla WP SportoweFakty - opowiedzieć o tym, co działo się w jego życiu w ostatnich miesiącach. To pierwsza rozmowa po powrocie do Polski.

- Byłem przetrenowany. Na teście skocznościowym wyszło, że moja moc poszła o 30 procent w dół. Wyszło, że byłem przemęczony. Nie było żadnych wakacji i teraz wiem, że popełniłem błąd. Zabrakło odpoczynku. Mój układ nerwowy był przemęczony, miałem problemy z zapamiętywaniem, gdy np. czytałem książki. Zawieszałem się przy prostych czynnościach, co mi się wcześniej nie zdarzało - mówi nam Jakub Garbacz.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: syn gwiazdy NBA skradł show!

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: To pana pierwszy wywiad po powrocie do Polski. Dlaczego wcześniej nie rozmawiał pan z mediami? Czym była spowodowana "cisza medialna"?

Jakub Garbacz, zawodnik Arged BM Stali Ostrów Wielkopolski i reprezentacji Polski: Nie chciałem zabierać głosu i udzielać dużych wywiadów, bo bardzo zależało mi na powrocie do formy. Nie jest tajemnicą, że przyjechałem do Polski bardzo zaniedbany, moja waga była rekordowo wysoka (102 kg), podobnie jak tkanka tłuszczowa (12-procent). Nie zadziałał na mnie pozytywnie ostatni miesiąc zawieszenia w Niemczech, gdzie miałem duże problemy z trenowaniem. Powrót do formy był ciężką pracą, dlatego zależało mi na tym, by zrobić to w ciszy. Ominąłem wywiady, by nie tracić na to czasu. Ale już wcześniej deklarowałem, że na rozmowy przyjdzie odpowiedni czas. To jest ten moment.

Słyszałem, że było rekordowe zainteresowanie.

Potwierdzam. Ale do każdego podszedłem z szacunkiem, tłumacząc, że na razie nie jestem gotowy na duże rozmowy. Uważam, że miałem prawo odmówić. Myślę, że nikogo tym nie uraziłem.

Skąd wzięło się tak duże zaniedbanie z wagą i tkanką tłuszczową?

Nie ukrywam, że mam sporo wniosków z tego okresu. Na pewno mogłem zrobić coś lepiej, jestem bogatszy w doświadczenia i wiedzę. Naprawiam teraz wszystko, co mogę, by taka sytuacja drugi raz się nie powtórzyła. Bo moja gra - wyjście do rzutu, bieganie do kontry czy obrona - w 80 procentach opiera się na przygotowaniu motorycznym. Nie ukrywam, że przez lata swój postęp zawdzięczam właśnie ciężkiej pracy na siłowni, gdzie zacząłem przerzucać duże ciężary, pojawiały się przez to nowe bodźce i cały czas szedłem do przodu. Przez to później mogłem trafiać trudne rzuty po naskoku na dwie nogi, biegać do kontrataku czy grać po 35-40 minut. W Niemczech trochę tego zabrakło, co już można było zobaczyć podczas pobytu na zgrupowaniu kadry Polski w listopadzie. Nie miałem tam tych nóg przy rzucie, brakowało balansu, gdy wychodziłem po zasłonach. Kiepskie przygotowanie motoryczno-siłowe odbiło się na mojej formie.

Mogę zdradzić, że byłem przetrenowany. Na teście skocznościowym wyszło, że moja moc poszła o 30 procent w dół. Wyszło, że byłem przemęczony. Ale to był mój błąd. Nie zrobiłem sobie wolnego. 7 maja skończyliśmy sezon, a po przeprowadzce do rodzinnego Radomia od razu wszedłem w trening. Później dwumiesięczne zgrupowanie kadry. A po tym jeszcze pojechałem od razu na camp do trenera Artura Packa. Nie było żadnych wakacji i teraz wiem, że popełniłem błąd. Zabrakło odpoczynku. Mój układ nerwowy był przemęczony, miałem problemy z zapamiętywaniem, gdy np. czytałem książki. Zawieszałem się przy prostych czynnościach, co mi się wcześniej nie zdarzało. Rozwiązaliśmy jednak ten problem i wróciłem do treningów na dobrym poziomie.

Jak pan z perspektywy czasu ocenia pobyt w Niemczech?

Nie da się tego określić zero-jedynkowo, na zasadzie czy to porażka czy udany okres. Zetknąłem się z bardzo dobrymi zawodnikami, poznałem nieco inną koszykówkę. Też spotkałem się z inną organizacją klubu, innym podejściem do koszykarzy. Wiem, że wyjazd do Niemiec nie był błędem. Sporo na tym zyskałem. To była cenna i pouczająca lekcja, która dała mi sporo do myślenia.

Jak było pod względem sportowym?

Rzucałem średnio 11 pkt na mecz. Czy to zły wynik, jak na to, że nie miałem najlepszej formy? Myślę, że to dobry wynik. Gdyby ktoś trzy lata temu powiedział mi, że w Bundeslidze będę miał takie statystyki, to wziąłbym to z pocałowaniem ręki.

Ale pojawiły się głosy, że tak szybki powrót do Polski to przyznanie się do błędu i oznaka tego, że nie poradził sobie pan w Niemczech. Jak pan do tego podchodzi?

Ja inaczej do tego podchodzę. Polityka klubu była taka, że pozyskano zawodnika na moją pozycję. Doszło do różnych nieporozumień, władze klubu insynuowały różne historie, które nie były prawdziwe. Ja tak naprawdę nie rozmawiałem z GM-em Martinem Geisslerem od momentu, gdy mnie zawiesił w prawach zawodnika. Jedynie dochodziły do mnie sygnały, co o mnie mówił w wywiadach.

Jakub Garbacz: Niemcy mówili sporo kłamstw na mój temat
Jakub Garbacz: Niemcy mówili sporo kłamstw na mój temat

To nie były miłe rzeczy. Np: "Jakub Garbacz patrzy tylko na siebie i zgłosił chęć odejścia".

To nie były miłe i - co gorsza - prawdziwe rzeczy. Nie chcę już do tego wracać, nie ma sensu tego komentować. Cieszę, że wróciłem do Polski i tutaj mogę odbudować fizycznie i koszykarsko.

Kiedy po raz pierwszy pojawiła się myśl o powrocie do Polski?

Po zgrupowaniu kadry. Przyjechałem do klubu, a tam był już nowy zawodnik na moją pozycję, o którym nie wiedziałem. W meczu sparingowym - w trakcie tygodnia - on dostał 30 minut, a ja tylko osiem. To był jasny sygnał, że Niemcy mnie nie widzą w składzie. Stąd też wziął się temat zmiany klubu.

I później trafił pan do niemieckiej wersji "Klubu Kokosa".

Można tak powiedzieć. Raz dziennie miałem treningi o różnych porach i intensywności. Nie były to jednak zajęcia, na których mogłem się rozwinąć, dlatego nie dość że sporo straciłem koszykarsko, to też nabrałem kilogramów. Próbowałem walczyć ze sobą, biegać na świeżym powietrzu, ale mentalnie trudno było mi się przełamać. Ciężko było wykrzesać z siebie te 100 procent możliwości.

Martin Geissler jest zdania, że prośba o rozwiązanie umowy po zgrupowaniu reprezentacji nie była przypadkowa, a wszystko wiąże się z osobą Igora Milicicia, trenera kadry Polski i Arged BM Stali Ostrów Wielkopolski. "Ten ruch wiele mówi o szczerości i lojalności w koszykówce" - napisał na Twitterze. Odpowie pan?

Odpowiem. To są bzdury. Nie wiem, co pan Martin miał na myśli. Z trenerem Igorem Miliciciem - podczas zgrupowania kadry - nie rozmawiałem na tematy klubowe. Między sobą wyjaśniliśmy sprawy z przeszłości.

Można było wtedy usłyszeć, że pierwszym klubem, który się panem zainteresował, był Anwil Włocławek. Dlaczego finalnie nie wylądował pan na Kujawach, a w zespole Igora Milicicia?

Zaważyły dwie kwestie. O pierwszym powodzie mój agent wspominał już w internecie, chodziło o kwestie buy-outu. "Agencja wykupiła gracza i podpisała go z klubem, który dokona zwrotu zapłaconych pieniędzy. Taki był warunek podpisania Kuby, Anwil niestety nie mógł spełnić tego warunku, Stal dała radę" - napisał Tarek Khrais.

Druga kwestia to osoba Artura Packa. Odegrał bardzo ważną rolę przy tym transferze. Nigdy nie ukrywałem, że to jest człowiek, dzięki któremu w poprzednim sezonie zaliczyłem taki skok jakościowy. Teraz znów potwierdził swoją wielką klasę i wiedzę. Gdy przyjechałem to powiedział mi: "potrzebujesz od 6 do 8 tygodni by wrócić do formy fizycznej". Ja mu chciałem nieco zagrać na nosie i wrócić w 4 tyg, ale koronawirus nieco pokrzyżował plany. Finalnie wyszło 6 tyg.

Co robiliście w ostatnim czasie, że znów jest pan w optymalnej formie, co skutkowało zdobyciem nagrody MVP Pucharu Polski?

Statuetka MVP to nagroda za ciężki trening w ostatnich tygodniach. Pracowaliśmy dużo na siłowni, próbowaliśmy nowych bodźców. Dziękuję Arturowi, bo poświęcił mi mnóstwo czasu. Po raz kolejny uświadomiłem sobie, ile znaczy dobry trening na siłowni. Wróciłem do swojej wagi (95 kg) i tkanki tłuszczowej (7-procent). Bez zmęczenia nie ma postępu.

Doszła do tego dieta?

Tak. Żona się tym zajęła, za co jej bardzo dziękuję. Doszkoliła się w kwestiach diety. Zdradzę taką ciekawostkę. Uwielbiam słodycze, co sprawia, że żona ma pełne pole do popisu. Piecze zdrowe ciasta niemal każdego dnia. Super sprawa. Dziękuję jej. Powrót do formy to także jej zasługa.

Wrócę jeszcze do Anwilu Włocławek. Wiem, że rozmawiał pan z trenerem Frasunkiewiczem, który chciał pana w drużynie. A to ciekawe z tego względu, że wcześniej pojawiały się głosy, że byliście skonfliktowani. Mógłby pan to teraz wyjaśnić?

Zaprzeczam informacjom, że jesteśmy skonfliktowani. Nic takiego nie ma miejsca. Wcześniej? Różnie bywało, ale należy pamiętać, że koszykówka to jest biznes. Ale nie ma sensu do tego wracać i to rozpamiętywać. Ja pamiętam trenera Frasunkiewicza jako tego, który dał mi ogromną szansę po transferze z Kinga Szczecin. Zaufał mi w 100 procentach. Zagrałem życiowy sezon, a uważam, że nie miałem wtedy takich umiejętności, na jakim poziomie grałem. Dużo elementów się na to złożyło.

Jakich?

Miałem czystą głowę, trener Frasunkiewicz dał mi zielone światło na oddawanie rzutów. Mocno we mnie wierzył. W drużynie ważną rolę odgrywał też Krzysztof Szubarga, który kreował sporo pozycji. Tam nie trafiać to byłby grzech.

Tak się ułożył terminarz, że pierwszy mecz po powrocie rozegrał pan... we Włocławku. W jego trakcie wykonał pan gest uciszania trybun w Hali Mistrzów. Prawdę mówiąc ten gest mi do pana nie pasował. Co panem wtedy kierowało?

To są wielkie emocje, którym trzeba dać upust. Nie oszukujmy się, ale gdy gra się na wyjazdach, a zwłaszcza w Hali Mistrzów, to adrenalina jest na bardzo wysokim poziomie. Tam każdy był przeciwko nam. Nie słychać tam ani trenera ani kolegów. Myślę, że wielu chciałoby uciszyć taką halę. Oby więcej takich miejsc w Polsce.

Spadł na pana ogromny hejt za to zachowanie i kiepską formę. To pana dotknęło?

Mogę się przyznać, że 2-3 lata temu czytałem negatywne komentarze na swój temat i mocno się nimi przejmowałem. Gdy przestałem je czytać, to mam spokojniejszą głowę. Wychodzę z takiego założenia, że jeśli coś się w życiu dobrze robi, to tych hejterów będzie miał tyle samo co zwolenników. Uważam, że jeśli ktoś skupia się na sobie i chce coś osiągnąć, to chyba nie ma czasu na pisanie takich rzeczy w internecie. Lepiej samemu się rozwijać, niż wytykać komuś drzazgę w oku, gdy u siebie nie widzi się belki.

Szczerze? Wolę 20-30 minut poświęcić na siłownię niż na czytanie komentarzy w internecie. To nie da mi dodatkowego zastrzyku motywacyjnego. Nie będę przez to lepszym koszykarzem. Przecież gdy mam skuteczność "1/7 za trzy lub 0/11", to doskonale wiem, że nie trafiam. Nie trzeba mi tego mówić. Nie rzuca się po to, by nie trafiać. Jestem świadomy swoich błędów i niedoskonałości. Uważam, że ludzie sukcesu nie mają czasu hejtować.

Czym innym jest konstruktywna krytyka. Lubię np. porozmawiać po meczu z Łukaszem Wiśniewskim, który był świetnym koszykarzem. Teraz często mi pomaga w ocenie sytuacji meczowych. Potrafi doskonale ocenić, co zrobiłem dobrze, a co źle. Kiedyś też pamiętam taką sytuację, gdy do Kinga Szczecin przyszedł Robert Skibniewski.

Jakub Garbacz MVP turnieju Pucharu Polski
Jakub Garbacz MVP turnieju Pucharu Polski

Proszę mówić.

Robert podchodził do mnie i pytał: "wiesz, co zrobiłeś źle?" Odpowiedziałem kiedyś "nie", a on na to: "a chcesz wiedzieć?". I taka krytyka jest wskazana na każdym etapie życia.

Mam wrażenie, że przez lata mocno się pan zmienił mentalnie. Teraz oglądamy pewnego siebie Jakuba Garbacza, który mocno idzie po swoje wytyczoną przez siebie drogą. Gdzie był ten moment zwrotny, że tak mocno się pan zmienił i wyszedł z cienia?

Jednego momentu zwrotnego nie było. To jest wielomiesięczna praca nad mentalem. Zawsze miałem takie podejście, że nie można tylko pracować na siłowni czy na boisku, ale też poza nim. Jestem fanem psychologii, sporo książek czytam na ten temat. Myślę, że to nie idzie na marne. Skoro to dostrzegasz, to jest dla mnie dodatkowy zastrzyk motywacji.

Ewoluował pan mentalnie, a czy zmieni się pan też koszykarsko? Mam na myśli dołożenie czegoś nowego do ofensywnego arsenału.

Dużo pracuję nad kozłowaniem. Staram się poprawić grę na kontakcie z rywalami. Mam pojedyncze akcje w meczu, wierzę, że będzie ich coraz więcej. Muszę złapać pewność siebie. Bo trening to jedno, a mecz to drugie. Chcę iść w tym kierunku, żeby zdobywać punkty na różne sposoby. Nadal będę shooterem, nim pozostanę, to zawsze będzie moja pierwsza, druga i trzecia opcja. Nie zmienię swojej tożsamości.

Jakub Garbacz: 27 lat
Kluby: King Wilki Morskie (2015-2017), Asseco Arka Gdynia (2017-2019), Arged BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski (2019-2021), MBC (2021), Arged BM Stal (2021-)
Osiągnięcia: mistrzostwo Polski (2021), MVP serii finałowej (2021), brązowy medal w PLK (2019), Puchar Polski (2022), MVP miesiąca w polskiej lidze (grudzień 2020, styczeń 2021), najlepszy polski zawodnik w PLK (2021), największy postęp w PLK (2018, 2021), MVP Pucharu Polski (2022)



CZYTAJ TAKŻE:
Prezes rewelacji ligi: Zawodnicy chcą u nas grać. Zainteresowanie jest ogromne!
Amerykanin czeka na kasę z polskiego klubu. Padły gorzkie słowa
Aleksander Dziewa: Bałem się Urlepa. Jego magia nadal działa! [WYWIAD]
To on mógł wzmocnić Anwil. "Dziennikarz pisał do żony"

Źródło artykułu: