"30-letni Brandon Young nie jest już zawodnikiem Trefla Sopot. Kontrakt amerykańskiego rozgrywającego został rozwiązany za porozumieniem stron" - taki lakoniczny komentarz - na swojej stronie internetowej - zamieścili przedstawiciele sopockiego klubu.
Czy jego krótka treść dziwi? Nie, bo gdy podpyta się różne osoby w klubie, to można wyczuć, że wszyscy, na czele z trenerem Marcinem Stefańskim mieli dość zachowania Amerykanina, kreowanego przed sezonem na lidera zespołu.
Gwoździem do trumny było zachowanie podczas meczu w Bydgoszczy, w którym Young pokazał swoje niezadowolenie, w kluczowych momentach był apatyczny i - jak słyszymy - obrażony. Nie pomagał w kreowaniu akcji, - jest nominalnym rozgrywającym - był ukryty w rogach boiska, mimo że bydgoszczanie mocno naciskali w defensywie. Dopiero w końcówce spotkania uaktywnił się, zaczął punktować, ale wtedy - mówiąc szczerze - było już za późno na odwrócenie losów meczu.
ZOBACZ WIDEO: To się nazywa gest! Gwiazda sportu pochwaliła się luksusowym prezentem
Po powrocie do Sopotu doszło do spotkania z zawodnikiem, na którym podjęto konkretną decyzję o przedwczesnym zakończeniu współpracy. Nie jest tajemnicą, że już wcześniej padały pomysły, by rozwiązać z nim kontrakt, ale w sopockim klubie brakowało jedności co do wdrożenia tej inicjatywy w życie.
Teraz - po zachowaniu w Bydgoszczy - przelała się czara goryczy. Słyszymy, że osiągnięte porozumienie satysfakcjonuje obie strony. Amerykanin był nawet proponowany do Startu, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, a lubelski klub wzmocnił Andre Walker.
Tak naprawdę ten ruch powinien zostać wykonany kilka miesięcy temu. O ile na początku sezonu Young spisywał się jeszcze przyzwoicie, a jego gra mogła się nawet podobać, to później - z różnych względów - wpadł w dołek. Jego postawa na boisku była dużym rozczarowaniem. Amerykanin wzbudzał sporo kontrowersji, gdy patrzyło się na jego "popisy" i na mowę ciała.
Gorąco wokół Younga zrobiło się w listopadzie. To wtedy zawodnik - kreowany na lidera zespołu - zawiódł w ważnych meczach. W spotkaniu z Anwilem Włocławek miał 8 punktów (3/12 z gry), 5 zbiórek, 4 asysty i 3 straty. Zespół z nim na parkiecie miał wskaźnik "-23" (drugi najgorszy wynik w drużynie). W Słupsku - kilka dni później - też wypadł fatalnie: 8 pkt (3/14 z gry), tylko jedna asysta i wskaźnik "-3".
Po meczu w Słupsku trener Trefla diagnozował największy problem zespołu: organizacja gry. Co prawda nie wymienił nikogo z nazwiska, ale trudno było nie zgadnąć, że chodziło o Brandona Younga, zwłaszcza, że był wtedy jedynym nominalnym rozgrywającym (kontuzji doznał Mateusz Szlachetka).
- Mamy problem, że czasami brakuje nam kogoś na rozegraniu, który da nam spokój i pewność siebie. To jest też przyczyna tych porażek. Wezmę to oczywiście na siebie, ale sami widzieliście, jak to wyglądało - mówił Marcin Stefański.
W sprawie Younga wtedy coś się nawet działo, bo z Włoch dostaliśmy informacje, że jeden z tamtejszych zespołów był rzekomo zainteresowany 30-letnim rozgrywającym. W sopockim klubie tego nie jednak potwierdzali. Byli zdania, że co prawda forma Younga faluje, ale wróci na dobre tory. - Ma ku temu predyspozycje - słyszeliśmy.
Czy wrócił? Nie. Young sportowo - i mentalnie - zawiódł na całej linii. Nie tego się spodziewali w Sopocie po zawodniku, któremu dano przed sezonem największe wynagrodzenie (około 9 tys. dolarów) i mianowano liderem. Dobrym przykładem jest sytuacja przed Derbami Trójmiastami, spotkaniem, które w hierarchii klubu - pod względem ważności - jest na szczycie. Przed nim Young zmagał się z urazem, ale wchodził już na coraz wyższe obroty, a decyzja o grze miała zapaść przed samym meczem. Amerykanin odmówił, powiedział, że nie czuje się najlepiej.
Dla porównania, 35-letni Darrin Dorsey, który do Sopotu przyjechał w trakcie rozgrywek, przed meczem z Enea Astorią też zmagał się z urazem, ale powiedział jasno: "chcę grać na własne życzenie. Zależy mi na drużynie". U Younga - co słyszymy z kilku źródeł - tej determinacji nie było. Nie tak Stefański wyobrażał sobie lidera drużyny. Ten wybór okazał się dużym błędem, z czego trener Trefla zdaje sobie z sprawę.
Teraz sopocianie - już bez Younga - powalczą o udział w fazie play-off. Zadanie trudne, bo nie dość, że bezpośredni rywale grają dobrze, to na dodatek trzeba uzupełnić lukę po zwolnionym Amerykanie, a podobno w klubowej kasie nie ma za dużo środków na nowego zawodnika (wynagrodzenie + licencja). Poza tym na rynku ubogo, choć... ostatnio pojawili się gracze, którzy grali w lidze ukraińskiej. Na dniach powinniśmy poznać decyzję klubu, który następne spotkanie w PLK rozegra 5 marca.
CZYTAJ TAKŻE:
Prezes rewelacji ligi: Zawodnicy chcą u nas grać. Zainteresowanie jest ogromne!
Amerykanin czeka na kasę z polskiego klubu. Padły gorzkie słowa
Aleksander Dziewa: Bałem się Urlepa. Jego magia nadal działa! [WYWIAD]
To on mógł wzmocnić Anwil. "Dziennikarz pisał do żony"