- Ten zespół chce grać, ale nie chce się bić w meczach - grzmi Igor Milicić, który po każdym przegranym spotkaniu powtarza niemal te same argumenty. Trener Arged BM Stali Ostrów Wielkopolski i reprezentacji Polski (od 1 października) mówi o zaangażowaniu, agresywnej obronie i tym, co chyba najbardziej martwi ostrowskich kibiców, braku zespołowości.
Mistrzowie Polski wyglądają w tym momencie jak zlepek indywidualności, a nie jak zespół, który za kilka miesięcy ma stoczyć walkę o złoty medal.
Każdy idzie w swoją stronę
- Kiedy mecz jest na styku, to my zamiast być bardziej scalonym, każdy idzie w swoją stronę i szuka gdzieś pomocy, zamiast się zjednoczyć i dać od siebie coś dodatkowego - podkreśla 45-latek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska sportsmenka na egzotycznych wakacjach. "Dlaczego nie"
Nikt nie podważa jakości i potencjału w składzie Stali, chyba niemal wszyscy zgodzą się z tym, że to najlepszy zestaw w lidze, ale co z tego, skoro każdy ciągnie wózek w inną stronę? W sportach zespołowych - indywidualnymi popisami - można wygrać kilka meczów, dać trochę radości kibiców, wyśrubować statystyki, ale... nic więcej. Taką grą na pewno nie wygra się mistrzostwa.
Igor Milicić też to wie, choć w tym sezonie - jak nam mówi kilka osób - jeszcze mocniej uprościł schematy ofensywne i w większym stopniu położył nacisk na wykorzystanie indywidualnej jakości zawodników. To jednak nie przyniosło efektu w Basketball Champions League, gdzie ostrowianie wygrali tylko 1 z 6 spotkań.
Mieli dobre momenty, ale w ogólnym rozrachunku nie dało to awansu do kolejnej fazy. W Ostrowie na pewno jest niedosyt z tego powodu. Zainwestowano spore pieniądze w zakontraktowanie zawodników z dużymi nazwiskami. A ostatnio znów głębiej sięgnięto do kieszeni, by wygrać rywalizację z Anwilem Włocławek o Jakuba Garbacza (buy-out + ogromna pensja).
Słyszymy też o tym, że po porażce z Pinarem u siebie (69:86), która wyeliminowała ostatecznie Stal z rozgrywek, niektórzy gracze amerykańscy zwiesili głowy i mają problem z koncentracją na mecze w PLK. Sęk w tym, że na krajowym podwórku nikt nie położy się przed Palmerem, Simmonsem czy Youngiem tylko ze względu na nazwisko czy większe umiejętności. Wręcz przeciwnie: każdy chce tym graczom pokazać, że jest w stanie z nimi rywalizować i pokonać. Jeśli nie zmienią swojego podejścia i nastawienia, to ostrowianom może być trudno obronić mistrzostwo Polski. Milicić to widzi i podkreśla, że drużynie brakuje "mentalności zwycięzców".
Statystyki nie kłamią
- Musimy znaleźć wśród zawodników zwycięzców, którzy będą w stanie w trudnych momentach stanąć na wysokości zadania. To jest największe wyzwanie, które ja, jako trener, stawiam przed sobą już od dłuższego czasu - komentuje.
Wiemy, że po dotkliwej meczu z Anwilem w obozie "Stalówki" było bardzo gorąco. Igor Milicić przeprowadził mocną odprawę analityczno-scoutingową, na której wytknął błędy graczom, nie zważał na to, kto ile zarabia. Padły mocne słowa o zaangażowaniu, obronie i zespołowości.
Warto w tym momencie zerknąć w zaawansowane statystyki (za "RealGM"). One dużo pokazują. Choć trudno w to uwierzyć, ale Stal w tym momencie ma... trzecią najgorszą defensywę w lidze! Ostrowianie na 100 posiadań tracą aż 112,4 pkt (dla porównania lider Anwil - 103,3). Gorzej w tym elemencie spisują się jedynie ekipy z Dąbrowy Górniczej i Gliwic. Można odnieść takie wrażenie, że rywale odczytali już defensywne zamiary Igora Milicicia, coraz lepiej sobie z tym radzą i nie wpadają w panikę, gdy widzą różne typy obrony, w tym także strefowe.
"Stalówka" ma z kolei najlepszy atak w lidze (120,5 pkt na 100 posiadań), ale już tak dobrze to nie wygląda, gdy zobaczymy na statystykę zdobywanych punktów po asystach (62,3 procent i 9. miejsce w PLK). To też może wskazywać na to, że w tym momencie jest za dużo indywidualności w zespole. Jak to mówią często eksperci: "za dużo grzybów w barszczu". A przecież w ostatnich dniach doszedł jeszcze Jakub Garbacz, który też jest głodny gry i punktów. Ale w Stali już tacy ludzie są! Nie ma co ukrywać, że każdy z tych zawodników: Trey Drechsel, Michael Young czy Kobi Simmons jest w stanie zdobyć 20 i więcej punktów w meczu, ale często nie przekłada się to na wyniki.
Wydawało się, że ostrowianie zrehabilitują się za porażkę z Anwilem w spotkaniu z Czarnym na własnym parkiecie. Mistrzowie Polski prowadzili przez ponad 39 minut, ale znów nie udało się im zamknąć meczu, w końcówce popełnili kuriozalne błędy, które słupszczanie skrzętnie wykorzystali. Najpierw James Florence podał w ręce Beecha, a kilka chwil później Kobi Simmons popełnił błąd kroków.
Trener Milicić bardzo długo rozmawiał ze swoimi zawodnikami w szatni, była wymiana zdań, dyskusja, co trzeba zrobić, by drużyna zaczęła grać lepiej. - Odbyliśmy rozmowę. To dla nas trudny moment, musimy znaleźć sposób, by wrócić na dobre tory - mówił w rozmowie z klubową telewizją James Florence, kapitan ostrowskiej drużyny.
Warto dodać, że na konferencji prasowej Milicić pojawił się dopiero 45 minut po zakończeniu spotkania. Przyszedł tam... z Igorem Wadowskim, który w tym meczu w ogóle nie wszedł na parkiet. To poirytowało koszykarskie środowisko, które domagało się obecności gwiazd zespołu. To oni mieli tłumaczyć się z porażki, a nie zawodnik, który tylko przyglądał się wydarzeniom na parkiecie. Wiemy, że dostrzegli to też przedstawiciele ligi, którzy zamierzają ukarać ostrowski klub. W regulaminie jest konkretny punkt: "uczestnictwo w konferencji zawodnika niegrającego w meczu lub odgrywającego marginalną rolę - 500 zł".
Przed Miliciem duże wyzwanie. 45-latek musi na nowo ułożyć ostrowską drużynę i doprowadzić do efektu synergii, gdy wspólny wysiłek zawodników wyniesie "Stalówkę" na wyższy poziom. Ostrowianie, którzy mają bilans 12:6 w PLK, 23 stycznia zagrają na wyjeździe z Kingiem Szczecin.
CZYTAJ TAKŻE:
Kamil Łączyński: Anwil powstał z kolan [WYWIAD]
Tak dowiedzieli się o ultimatum. Drużyna stanęła za trenerem
Porównania do legendy PLK nie dziwią! Nowa gwiazda polskiej ligi: Nie myślę o NBA
Ivica Skelin: Koszykarski hazard. Ludzie w Polsce są ambitni [WYWIAD]