Francja nie zdążyła wejść w rytm meczowy, a już otrzymała cios od Kasparsa Kambali. Silny podkoszowy reprezentacji Łotwy na początku spotkania grał znakomicie. Podobnie jak w starciu z Rosją, z dobrej strony pokazał się Andris Biedrins. Podopieczni Kestutisa Kemzury spisywali się rewelacyjnie, ale do pewnego momentu. Następnie zaliczyli oni ponad trzy minutowy zastój, który spowodował, że Trójkolorowi nie tylko odrobili straty, ale również, dzięki skutecznej grze Ali Traore, wyszli na przodownictwo.
Chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, jaki miał miejsce w drugiej kwarcie. Rażąca indolencja koszykarzy obu drużyn narodowych, to mało powiedziane. Był to popis bezproduktywnej gry, z której nikt nie potrafił przez długi czas wyjść zwycięsko. Mnóstwo oddanych rzut, z których wszystkie mijały cel. Zawodnicy w ten sposób notowali kolejne zbiórki. Przełamanie nastąpiło po, dopiero, czterech minutach jałowej walki. Na linii rzutów wolnych pojawił się bowiem Arturs Stalbergs, który trafił jeden z dwóch rzutów. Wówczas to sygnał do ataku swoim kolegom z ekipy dał Armands Skele. 26-letni obrońca zdobył w tej części meczu cztery oczka, a prócz niego do kosza trafiał jedynie Kambala, który pod koszem był nie do zastopowania. Fatalnie spisywali się, przez całą drugą kwartę, podopieczni Vincenta Colleta, którzy do swojego dorobku dopisali zaledwie....3 punkty!
Po przerwie nie było już jednak wątpliwości, która z drużyn prezentuje sobą znacznie wyższy poziom. Trójkolorowi sukcesywnie niwelowali różnicę do swojego rywala. Rozkręcał się Tony Parker, który większość swoich akcji wykańczał pod koszem. Nie zabrakło z jego strony również celnej "trójki". W pewnym momencie wydawało się, że Łotwa jest już na wyciągniecie ręki, ale wówczas to gracze Kemzury przypomnieli sobie jak się gra w koszykówkę. Ponownie głównym motorem napędowym był Kambala, którego doraźnie wsparł Biedrins. Koszykarz San Antonio Spurs nie zamierzał jednak składać broni, a wręcz przeciwnie powrócił do zdobywania kolejnych punktów. Wspierał go Boris Diaw, który tego dnia miał dobrze ułożoną rękę podczas prób z dystansu. To właśnie ten tandem doprowadził do remisu na nieco ponad minutę przed końcem trzeciej partii. W końcówce dwukrotnie zza łuku trafił również Nando de Colo, na skutek czego prowadzenie w tym spotkaniu odzyskał zespół znad Sekwany.
Tony Parker bez najmniejszych problemów przedzierał się przez szyki obronne przeciwnika. Już pierwszy mecz Łotyszy z Rosją pokazał, że defensywa nie jest silną stroną tej ekipy. Koszykarz światowego formatu, jakim niewątpliwie jest Parker, z łatwością dopisywał więc kolejne punkty na swoje konto. Zawodnicy Kemzury próbując zatrzymać Francuza byli skłonni grać nieprzepisowo. Ale 27-latek także rzuty osobiste wykonywał na bardzo dobrej skuteczności. Swój wkład w końcowy sukces Trójkolorowych miał także Nicolas Batum, który w tej ćwiartce rzucił 6 oczek, a w sumie uzbierał ich 7. Natomiast w zespole Łotyszy w końcu zaczął trafiać Kristaps Janicenoks.
Francja zanotowała drugą wygraną, która dała jej zarazem awans do kolejnej rundy Mistrzostw Europy. Natomiast Łotysze pozostają bez zwycięstwa na EuroBaskecie w Polsce.
Łotwa - Francja 51:60 (8:13, 13:3, 16:25, 14:19)
Łotwa: Kaspars Kambala 18, Kristaps Janicenoks 12, Janis Blums 7, Andris Biedrins 6, Armands Skele 4, Kristaps Valters 3, Arturs Stalbers 1, Uvis Helmanis 0, Aigars Vitols 0, Ernests Kalve 0.
Francja: Tony Parker 23, Ali Traore 12, Nando de Colo 9, Nicolas Batum 7, Boris Diaw 6, Florent Pietrus 2, Yannick Bokolo 1, Alain Koffi 0, Aymeric Jeanneau 0, Antoine Diot 0, Ronny Turiaf 0.