Po 14 latach Andrej Urlep ponownie zasiądzie na ławce trenerskiej WKS-u Śląska Wrocław. To jeden z najbardziej sensacyjnych powrotów w ostatnich latach w Energa Basket Lidze. Co prawda spodziewano się tego, że Petar Mijović straci pracę we Wrocławiu z powodu kiepskich wyników i braku stylu, ale mało kto zakładał, że do Śląska wróci 64-letni Słoweniec.
Okazuje się, że on sam był mocno zaskoczony, gdy w sobotę wieczorem (kilka godzin po porażce Śląska w Słupsku) odebrał telefon z Polski. Wcześniej wrocławska strona w ogóle się z nim nie kontaktowała. To były błyskawiczne negocjacje, bo Urlep już w poniedziałek pojawił się w Polsce.
- Byłem zaskoczony, bo wcześniej nie było sygnałów ze strony Śląska Wrocław. Po meczu w Słupsku otrzymałem telefon z konkretną propozycją. To było w późnych godzinach wieczornych. Władze klubu przedstawiły mi, jak to wszystko wygląda. Później jeszcze rozmawialiśmy w niedzielę. Po przemyśleniu zdecydowałem, że przyjmę tę ofertę. Myślę, że mogę pomóc Śląskowi, by gra drużyny była skuteczna i mogła się podobać. Wiem, że nikt do tej pory nie był zadowolony - mówi Andrej Urlep.
ZOBACZ WIDEO: Internauci przecierają oczy. Co zrobiła polska gwiazda?!
Słoweniec ze Śląskiem jako trener zdobył pięć medali mistrzostw Polski, w tym aż cztery złote. Na ścianie w "Kosynierce" zawisła pamiątkowa tablica z nazwiskiem trenera i listą jego osiągnięć z wrocławską ekipą. Teraz po raz czwarty wraca do Śląska. Czy historia miała wpływ na jego decyzję? Okazuje się, że nie!
- Nie ma sensu wracać do tego, co było 20 lat temu. To były inne czasy, teraz jest nowe rozdanie. Większość rzeczy jest inna. Gdybyśmy grali tak jak 20 lat temu, to teraz nic byśmy nie wygrali - tłumaczy.
64-latek podkreśla, że w ostatnim czasie - gdy nie miał pracy - oglądał sporo meczów, analizował różne sytuacje. Otrzymywał też telefony z propozycjami, ale z różnych przyczyn nie dochodziło do podpisania umowy. Jego ostatnim pracodawcą był Mono Vampire z Tajlandii. Tam - wspólnie z Andrzejem Adamkiem - pracował do wybuchu pandemii COVID-19.
- Ostatnie miesiące spędziłem w Słowenii. Śledziłem koszykówkę, oglądałem różne mecze. Próbowałem wyciągnąć jak najwięcej wniosków. Pojawiały się także różne oferty. Część z nich odrzuciłem, a te, które mnie interesowały, to w końcu kluby decydowały się na inne opcje - zaznacza.
Przed Urlepem duże wyzwanie. W Śląsku jest sporo pracy do zrobienia. Brakuje wyników, styl gry nie przekonuje, a i atmosfera w zespole też nie jest najlepsza. We Wrocławiu liczą na to, że Słoweniec szybko zaprowadzi porządek w drużynie, a ta - pod wpływem jego metod - nabierze tożsamości i zacznie grać uporządkowaną koszykówkę. We wtorek pod jego wodzą odbył się pierwszy trening. - Jestem z niego bardzo zadowolony - podkreśla doświadczony trener.
Czy można spodziewać się dużych zmian, rewolucji w zespole? Z naszych informacji wynika, że Urlep dostał zielone światło na dokonanie roszad w składzie. Zapewne nie zgodziłby się na objęcie zespołu w środku sezonu, gdyby nie możliwość przeprowadzenia korekt. Niewykluczone, że z zespołem pożegna się rozgrywający Strahinja Jovanović. Słyszymy, że jest oferowany innym klubom. Także z PLK.
- Na pewno będą wzmocnienia. Jakie pozycje? To pokaże czas. Muszę zobaczyć, co zawodnicy, którzy są w składzie, mogą zaoferować zespołowi. Myślę, że są w stanie dać dużo więcej niż to było do tej pory. Nie będzie rewolucji. Wymienienie pół zespołu jest za drogie, nie ma szans na to - deklaruje Słoweniec.
- Najwięcej w tak krótkim czasie można zmienić w kwestii mentalnej. Zmieni się nastawienie zawodników do meczu. Będą korekty w grze zespołu - w ataku i w obronie. Mogę zapewnić, że zespół na pewno się starał - dodaje.
Co jeszcze zmieni się w grze zespołu? Jakie zmiany planuje?
- Dobre wyniki wychodzą z obrony. To nie jest żadna tajemnica. Musi być dużo lepsza defensywa, zespół musi grać dużo szybciej, lepiej czytać grę i reagować na to, co dzieje się na boisku - odpowiada.
17-krotni mistrzowie Polski, którzy byli wymieniani jako jeden z kandydatów do mistrzostwa, przegrali 5 z 7 meczów i znaleźli się pod ścianą. Wrocławianie z bilansem 2:5 są dopiero na 10. miejscu w lidze. W czwartek WKS Śląsk zagra na wyjeździe z Kingiem Szczecin.
Zobacz także:
Andrej Urlep - sprawiedliwy furiat. Ile zostało z jego magii?
Legia chciała Almeidę! Znamy kulisy rozmów z gwiazdą [WYWIAD]
Amerykanin wychwala polskiego trenera. Mówi, że Anwil to zespół wojowników!
"Kadra Taylora doszła do ściany". Ekspert mówi, czego oczekuje od Milicicia