Romuald Czarnecki poświęcił koszykówce niemal całe życie. Od 1989 roku był przy , przez większość tego czasu kierując drużyną. Organizował, dbał, wspierał, był dyrektorem klubu, wykonując niekiedy niewidoczną i ciężką pracę. Nie tylko dzięki zaangażowaniu, ale i swojej wyjątkowej osobowości, zaskarbił sobie sympatię koszykarskiego środowiska, które nazywa go legendą Kotwicy.
- Dziś mogę przyznać się głośno, że zawsze byłem bardziej za zawodnikami. Przede wszystkim, musiał być dobry kontakt z trenerem. Budowanie atmosfery – nie z zarządem, a z zawodnikami. To było najważniejsze, bo wtedy mogą przyjść sukcesy. I ja zawsze stawałem po stronie zawodnika, chyba że nie zasługiwał, natomiast raczej dawałem szansę. Do dziś, ci co grają, często dzwonią, pytają jak zdrowie, dają upominki. Słyszę: "Kiero, jak ty będziesz, to my wrócimy". Mówią, że jestem legendą, a ja się z tego cieszę - mówił niedawno w rozmowie z PolskiKosz. - "Szczerość" to fundament. I trzeba zawodnika przekonać do siebie, do organizacji. On musi wiedzieć, że ty możesz liczyć na niego, a on na ciebie.
Teraz, gdy powinien cieszyć się emeryturą, usłyszał diagnozę: rak. A konkretnie rak jasno komórkowy obu nerek z rozsiewem do płuc, który zaatakował go cztery lata temu. Pomimo natychmiastowej amputacji jednej z nerek i nieustannej terapii, choroba nie ustąpiła. Pojawiły się nowe przerzuty, a dotychczasowe leki przestały działać.
ZOBACZ WIDEO: Piotr Lisek człowiekiem wielu talentów. Nietypowe hobby naszego mistrza!
- W życiu dużo pomaga mi przebywanie z ludźmi. Zapominam o chorobie, czuję się lepiej. Chciałbym jeszcze, może nie na 100 proc., ale być jeszcze potrzebnym, bo jak jest się potrzebnym, to lepiej się żyje. Koszykówka to bardzo ważna część mojego życia - dodał.
Ostatnim ratunkiem miała być immunoterapia. Niestety, terapia ta, która w krajach Europy Zachodniej jest standardem, nie jest w Polsce refundowana. Czarnecki otrzymał pismo z odmową, a skutkiem ubocznym tej odmowy jest także to, że wypadł z systemu państwowej służby zdrowia. Dalsze leczenie musi finansować samodzielnie. Aby wyjść zwycięsko z najważniejszego meczu, niezbędny jest lek NIVOLUMAB- OPDIVO, który jest niedostępny w Polsce, a jego cena jest bardzo wysoka - 1550 i 550 euro w zależności od pojemności.
Dlatego, została utworzona zbiórka (TUTAJ), która miałaby ułatwić tę nierówną walkę. Zebrane fundusze mają zostać przeznaczone na dalsze leczenie - na zakup leków, wizyty u lekarzy, konsultacje, opiekę pielęgniarską.
Koszykówka to gra zespołowa. Dołączysz?
Zobacz także: Kamil Łączyński: Czas Taylora dobiegł końca! Nam też mówi o powrocie do Anwilu [WYWIAD]
Ekspert ostro o grze reprezentacji i Taylorze. "To jest dywersja!"