Za nami I spotkanie wielkiego finału Energa Basket Ligi. Enea Zastal BC Zielona Góra wygrał z Arged BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski 89:75, choć jeszcze na początku III kwarty przegrywał różnicą... aż 12 punktów! Podopieczni Igora Milicicia grali dużo akcji 1vs1, wykorzystywali przewagi na poszczególnych pozycjach i wyglądali na zespół, który idzie po pierwszą wygraną. Wtedy jednak do gry wróciła zielonogórska maszyna, która z minuty na minutę rozpędzała się. Prowadził ją "cichy zabójca" Kris Richard, Amerykanin zdobył 23 punkty, trafiając 10 z 17 rzutów z gry.
- To był zawodnik tego meczu, trafiał z bardzo trudnych pozycji - mówił Igor Milicić. - Czy jest w stanie tak grać w każdym meczu - takie pytanie zadał z kolei dziennikarz Jacek Białogłowy Żanowi Tabakowi. Ten w swoim stylu odpowiedział: "Nie wiem, sam bym chciał wiedzieć, zapytaj go".
- Zawodnicy dali z siebie wszystko, mimo że do meczu mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowanie. Wiem, że jesteśmy w stanie zagrać jeszcze lepiej, wznieść się na wyższy poziom. Jest parę elementów, które możemy poprawić, ale też jest kilka kwestii, na które nie mamy wpływu - przyznał na konferencji prasowej szkoleniowiec "Stalówki".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie fotomontaż! Niesamowity popis gwiazdy NBA
Milicicia zapytaliśmy o kiepską grę w drugiej połowie, w której brakowało akcji 1vs1. To była kopalnia punktów Stali w I i II kwarcie. Brylowali Trey Kell, Josip Sobin i Chris Smith. Później tego nie było. Dlaczego? To Zastal wytrącił Stal z równowagi czy może po prostu zawodnicy przestali realizować założenia?
- Na początku trzeciej kwarty mieliśmy problem z zastawieniem, zawodnicy z Zielonej Góry nas przepychali czy legalnie czy też nie, pod tym względem było różnie. Zbiórki w ataku przyczyniły się do tego, że rywale mieli sporo ponowień, z kolei my po stratach mieliśmy mało posiadań - odparł.
Warto odnotować, że Milicić był o krok od przedwczesnego opuszczenia boiska. Nie wytrzymał po kontrowersyjnym gwizdku, w którym - według sędziów - James Florence sfaulował w ataku Geoffreya Groselle'a. Trener Stali aż wyskoczył z ławki, mocno gestykulując w stronę arbitrów. Sędzia Marcin Kowalski - co mogliśmy usłyszeć w transmisji - ostrzegł, że jeśli przekroczy pewną linię, to wyrzuci go z boiska.
- Byłem zdenerwowany nierównym kryterium sędziowania. W pierwszej połowie było gwizdane to, co miało być gwizdane, po przerwie tego kryterium zabrakło. Dostałem przewinienie techniczne, bo uważałem, że najpierw był faul w obronie, a potem dopiero przewinienie w ataku. Gdyby tak to zostało odgwizdane po kolei, nie doszłoby do takiej sytuacji. Muszę jeszcze raz zobaczyć tę sytuację na wideo - komentował na konferencji prasowej.
"Czy nie ma pan wrażenia, że przegraliście ten mecz pod względem emocjonalno-mentalnym? W drugiej połowie daliście się chyba niepotrzebnie ponieść emocjom" - zapytaliśmy Milicicia.
- Dlaczego daliśmy się ponieść emocjom? To jest pytanie. Trzeba się zastanowić, po co i dlaczego tutaj jesteśmy, jak ta gra powinna wyglądać. W pierwszej połowie byliśmy mocni mentalni, a w drugiej nagle straciliśmy emocje? Niech każdy sam sobie odpowie - przyznał.
- Musimy poprawić kilka elementów. Szybkość otwierania się do pozycji w ataku, kontrola strat i kwestia gry na tablicach - skomentował Igor Milicić.
Kolejne spotkanie finałowej serii rozegrane zostanie już w czwartek 28 kwietnia, początek o godzinie 20:30. Rywalizacja o mistrzostwo Polski toczy się do czterech zwycięstw.
Zobacz także:
Maciej Lampe nie ozłocił Kinga! Mocno chybiona inwestycja
Kim jest facet za ponad milion złotych? "Duński dynamit" wystrzelił!
Jakub Schenk mówi o przegranym sezonie, podziale ról i koronawirusie [WYWIAD]
Enea Astoria. Artur Gronek mówi o błędach, szukaniu graczy i większym budżecie [WYWIAD]