Dla PGE Spójni Stargard jest to maratoński finisz sezonu zasadniczego. Cztery mecze w dziewięć dni, a ekipę z Pomorza Zachodniego czekają jeszcze pojedynki z Asseco Arką Gdynia (12 marca) i Polpharmą Starogard Gdański (16 marca). Intensywność jest oczywiście mniejsza niż na Suzuki Pucharze Polski (trzy mecze w 46 godzin), ale zespół grający dziewiątką, a początkowo nawet ósemką koszykarzy może odczuwać zmęczenie.
- Oczywiście chcielibyśmy, żeby różnica punktowa była wyższa, natomiast najważniejsze było kolejne zwycięstwo w drodze do naszego celu. Ciężko nam się grało. Wiedzieliśmy, że Anwil na pewno tego meczu łatwo nie podda. Jeżeli damy im szansę, to będą próbowali wygrać. Po nas widać, że był to czwarty mecz w dziewięć dni. Musimy się szybko zregenerować do kolejnego meczu i zagrać z lepszą energią na lepszej intensywności - mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Marek Łukomski.
Jego zespół wygrał we wtorek z Anwilem Włocławek 77:67. Gospodarze zaczęli niemrawo, ale końcówkę drugiej kwarty zwyciężyli 17:2. W drugiej połowie roztrwonili 14 punktów przewagi jednak w decydujących momentach byli wyraźnie lepsi. Czy również mentalnie był to trudny mecz?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Najpiękniejsza polska ring girl w nowej roli
- Tu nawet nie chodzi o podejście zawodników. Gramy bardzo fizycznie. W tym meczu w wielu przypadkach byliśmy o krok spóźnieni. Nie postawiliśmy dobrej zasłony. Źle zaatakowaliśmy. Popełniliśmy znowu za dużo strat. Są rzeczy, nad którymi musimy popracować - tłumaczył szkoleniowiec PGE Spójni Stargard.
Dla Anwilu była to 18. porażka w sezonie. Ekipa z Włocławka jest pewna utrzymania w Energa Basket Lidze (spadła Polpharma), ale nie ma szans na play-offy. - Wymusiliśmy więcej fauli. Rzucaliśmy więcej wolnych. Mieliśmy więcej zbiórek w ataku. Graliśmy agresywnie. Niestety znowu zdarzają nam się dłuższe momenty, gdzie przez trzy minuty nie jesteśmy w stanie zareagować na proste ścięcia i wbiegnięcia drużyny przeciwnej - analizował trener Przemysław Frasunkiewicz.
Anwil mógł wykorzystać słabszy dzień rywala i sprawić niespodziankę. Kosztowne przestoje i brak skuteczności zdecydowały jednak, że tak się nie stało. - W takim meczu o niskim wyniku, jeżeli się odda sześć punktów z rzędu ze zwykłych rzutów z pięciu centymetrów od kosza, to potem jest ciężko trafić. W końcówce wykreowaliśmy sobie otwarte pozycje, ale niestety nie mogliśmy zamknąć posiadania ofensywnego - podsumował szkoleniowiec Anwilu Włocławek.
Zobacz także: Enea Astoria odprawiła Asseco Arkę
Grek, który mógł być idolem. Feralny upadek zniweczył marzenia