W meczu Energa Basket Ligi HydroTruck Radom pokonał na własnym terenie Kinga Szczecin 83:73, mimo iż praktycznie przez cały mecz przegrywał. Po trzeciej kwarcie było 51:63 i nic nie zapowiadało szczęśliwego zakończenia dla gospodarzy. Wtedy jednak z dystansu "przełamał się" Marcin Piechowicz.
Bohater meczu wstrzelił się zza łuku
Obwodowemu nie wpadały rzuty zza linii 6,75 m w pierwszej połowie spotkania. Dość powiedzieć, że w początkowych dwudziestu minutach HydroTruck wykorzystał zaledwie 1 z 18 prób z dystansu. W decydującej kwarcie Piechowicz w końcu się wstrzelił, trafiając łącznie sześć "trójek".
- Dostałem dobre pozycje od kolegów, którzy zapracowali na to, żebyśmy mogli oddawać te rzuty. Nie jest tak, że tylko ja trafiałem "trójki" i dzięki temu wygraliśmy - zaznaczył 27-latek. - Cały zespół pracował przez 40 minut na to, żebyśmy mogli cieszyć się z triumfu - dodał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak piękna Amerykanka dba o swoje ciało
- Świetnie broniliśmy w drugiej połowie - zwrócił uwagę bohater tego pojedynku. On i koledzy pozwolili rywalom na zdobycie zaledwie 35 punktów w dwóch ostatnich kwartach, a sami zapisali na swoim koncie 51 "oczek", z czego 32 w końcowych dziesięciu minutach. - W pierwszej połowie nie wpadały nam rzuty, stąd spora różnica na naszą niekorzyść, potem wpadły i wróciliśmy do gry - zakończył swoją wypowiedź.
HydroTruck pokazał charakter i serce do walki
- To był nasz trzeci mecz w ciągu sześciu dni, z czego dwa wyjazdowe, bardzo trudne tereny w Zielonej Górze i we Włocławku. Jestem przeszczęśliwy, bo drużyna pokazała serce, charakter - podkreślił Robert Witka. - Nie szło nam przez trzy kwarty w ataku, a mimo to nie pozwoliliśmy zbudować znaczącej przewagi drużynie ze Szczecina, aczkolwiek w pewnym momencie było 15 punktów - kontynuował trener.
- Moi zawodnicy w żadnym momencie się nie poddali, walczyli do końca, pomimo ogromnego zmęczenia po podróżach i meczach z wymagającymi zespołami - szkoleniowiec HydroTrucku nie ukrywał zadowolenia z postawy podopiecznych.
Debiut nowych zawodników w radomskiej hali i skurcze Stumbrisa
Był to pierwszy mecz w Hali MOSiR-u w Radomiu dla Jabarie Hindsa i Robertsa Stumbrisa. Pierwszy zaprezentował się z bardzo dobrej strony, zdobywając 22 punkty. Drugi zanotował 15 "oczek", choć praktycznie nie pojawił się na parkiecie w drugiej połowie.
- Zaczęły go łapać skurcze - Witka wyjawił przyczynę absencji Łotysza w trzeciej i czwartej kwarcie. - Jak wiemy, Roberts jest z nami bardzo krótko i tak naprawdę tylko po jednym treningu i Jabarie, i Roberts musieli wejść w rytm meczowy. Grali dosyć duże minuty i musiało to poskutkować - nie ukrywał trener zwycięzców. - Roberts bardzo nam pomagał w pierwszej połowie, nawet gdy nie trafiał, był aktywny na zbiórce w ataku, dokładał jakieś punkty. Jest bardzo pozytywną postacią tego zespołu, ale niestety skurcze uniemożliwiły mu udział w dalszej części meczu - zakończył szkoleniowiec.
Czytaj także:
>> EBL. Anwil wyszarpał mecz z Arką, McKenzie Moore w końcu z triple-double
>> Suzuki I liga. Wielkie emocje w Warszawie i Kołobrzegu. Dziki dopadły Miasto Szkła