Wojciech Potocki: Warto było lecieć do Stanów, by pograć w Lidze Letniej kilka minut w meczu? Nie lepiej odpocząć po trudnym sezonie?
Szymon Szewczyk: Można, na ten temat dużo gdybać. Ja pojechałem tam po to, by zbierać nowe doświadczenia. A jeśli nawet nie dostanę się do NBA, to jest też inna korzyść - jestem lepiej przygotowany do gry w reprezentacji. Pojechałem, pokazałem co potrafię i może, tylko trochę szkoda, że miałem tak mało czasu by się wykazać. Ale wykorzystałem ten czas najlepiej jak mogłem. Wydaje mi się, że pozostawiłem dobre wrażenie i pokazałem, że chcę i, co ważniejsze, że mogę…
Jaki będzie efekt?
- O to już trzeba by zapytać trenerów Milwaukee Bucks. Czy liczę na kontrakt? Wiadomo, każdy gdzieś tam w duchu liczy na angaż w NBA. Jeśli będzie taka propozycja, to super, ale jeśli nie, to nie będą z tego powodu robił żadnych histerii, Ja swoje zrobiłem.
Pan nie tylko tam grał, ale również trenował. Jak bardzo różni się praca w Stanach od tej na zgrupowaniu kadry?
- Tam treningi były typowo koszykarskie i prowadziło je ośmiu, czy dziewięciu trenerów na drużynę. Tu jest trzech szkoleniowców i na razie pracujemy tylko nad motoryką. W Stanach trenerzy mieli tydzień, by z osiemnastu zawodników wybrać dwunastkę na Ligę Letnią. Na treningach nie ma więc "ziewania" i wszyscy dostają taki ostry wpierdziel, że nie jeden gość tego nie wytrzymuje. Dlatego nie każdemu się udaje.
Było o treningach w USA, to może teraz o Rosji. Może pan w ogóle równać ligę rosyjska i polską?
- Wszystko da się porównać. Muszę jednak przyznać, że obie ligi ogromnie się różnią. U nas najdalszy wyjazd to około 700 kilometrów, tam najbliższy ma przeszło tysiąc, a to bardzo duża różnica. Są też egzotyczne wyprawy do Władywostoku i trzeba się na to wszystko przestawić. Podejść z luzem do tych podróży. A sportowo? W Rosji jest na pewno więcej utytułowanych klubów. Choćby CSKA Moskwa, czy Dynamo, albo Rubin Kazań.
A jak się tam panu żyło?
- Nie narzekałem. Moskwa jest naprawdę ogromnym, pięknym europejskim miastem. Sankt Petersburg to znowu odrestaurowane pieczołowicie zabytki i kanały. Inaczej jest na prowincji, gdzie nie wygląda to już tak różowo. Generalnie jednak jest zupełnie nieźle.
Wróćmy do reprezentacji. Trener Muli Katzurin przeprowadza z zawodnikami indywidualne rozmowy. Ma pan już to za sobą?
- Muli jest takim trenerem, który zawsze i z każdym potrafi chwilkę porozmawiać. Podczas treningu często żartuje i podpowiada, a że wszystko dokładnie obserwuje to nie musi co chwilę podchodzić i pytać - jak się czujesz. To naprawdę doskonały fachowiec, który wcale nie potrzebuje robić z nami godzinnych mitingów po to żeby się dowiedzieć co się z nami dzieje. Rozmawiamy codziennie.
Miałem na myśli rozmowę, o pana roli w drużynie.
- Jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat. To wyłącznie sprawa trenera.
Dobry trener, otoczony dobrymi zawodnikami, to pewnie i drużyna będzie wspaniała. Wiecie już jak będzie wyglądała?
- To pytanie, które w różnych wersjach słyszę kilka razy na dzień. I odpowiadam zawsze tak samo. Najważniejszą rzeczą jest uniknięcie kontuzji, tak aby trener miał pole wyboru. To będzie jego autorska koncepcja i on będzie za wszystko odpowiadał. Jak ułoży wszystkie klocki, dziś nikt nie odpowie. Najważniejsze aby nie złapać kontuzji. Jeśli ktoś odpadnie to wołałbym, żeby tak się stało z powodu słabszej formy, a nie jakiegoś poważnego urazu.
Załóżmy, że wszystko pójdzie dobrze, nikt nie będzie kontuzjowany. Na jaki wynik można wtedy liczyć?
- Jak najlepszy (śmiech). Nie mogę powiedzieć, że walczymy o złoto, bo przecież nie jesteśmy faworytami. Na pewno będziemy się starali zrobić jakąś niespodziankę.
Liczycie na pomoc publiczności?
- Oczywiście! Ja sam jestem dodatkowo podekscytowany, bo przecież od siedmiu lat gram za granicą. Zupełnie inaczej się czujesz kiedy za plecami masz swoją widownię. Jestem przekonany, że we Wrocławiu czy w Łodzi hale będą pełne Polaków, pełne biało-czerwonych barw. Liczymy bardzo na doping, bo wtedy gra się zdecydowanie lepiej.
Macie już jakieś wiadomości o rywalach?
- Przyjdzie czas i na to. Wiem, że szkoleniowcy śledzą te sprawy. Obserwują przeciwników, filmują. Na pewno przed każdym meczem dowiemy się od trenera wszystkiego co jest ważne. Każdy zespół jest inaczej budowany. Jedni mają lepszych graczy podkoszowych, inni opierają grę na niskich. My będziemy się starali dostosować do przeciwnika, ale też narzucić mu nasz styl. Wszystko jednak zależy od trenera. On na pewno wymyśli odpowiedzią taktykę, a my będziemy musieli wykonać jego polecenia.
A zgranie? Nie widzieliście się prawie rok.
- To nie jest żaden problem. W każdej reprezentacji zawodnicy nie grają że sobą prawie rok. No, chyba, że w klubie. Sezon jest tak ułożony, że przychodzi czas na ligę, a potem grają zespoły narodowe. Tak naprawdę to od nas, zawodników, zależy jak się zrozumiemy. Nie mamy z tym kłopotów. Jest fajna atmosfera, fajni ludzie i fajnie się współpracuje. Oby tak zostało do końca
Na koniec wróćmy do spraw klubowych. Nie ma pan na razie kontraktu. Ale propozycji chyba nie brakuje?
- Telefony dzwonią i jest naprawdę w czym wybierać. Zajmuje się tym jednak mój agent. Nie zawsze jest tak, że pierwsze propozycje są najlepsze. Czasami warto poczekać. Jeśli zdobędziemy medal na EuroBaskecie, to ustawi się do mnie jeszcze dłuższa kolejka chętnych (śmiech).
Z jakich klubów były te telefony?
- Europejskie (śmiech).
Ostatnio mówi się głośno, że zagra pan w Asseco Prokomie Gdynia. Jest taka szansa, by po siedmiu latach wrócił pan do kraju?
- Szansa, szansą, a spekulacje na ten temat zostawiam wam, dziennikarzom. Jak będzie na prawdę? Poczekajcie troszeczkę, to się dowiecie gdzie zagram (śmiech).