Zachorował cały świat, zachorował także sport. Panująca pandemia koronawirusa sprawiła, że kluby niemal z dnia na dzień zostały odłączone od swoich bieżących kroplówek, w których znajdowały się wpływy od partnerów, samorządów oraz zyski z samej organizacji meczów. Nie ulega wątpliwości, że sport potrzebuje antidotum, aby stanąć na nogi.
Diagnoza
W koszykówce - tak jak w innych dyscyplinach - pieniędzy będzie mniej i trudno jest w tej chwili sprecyzować o ile. Niektóre kluby już teraz nie są w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań, szczególnie względem zawodników i trenerów. To może oznaczać duże obniżki wynagrodzeń w kolejnym sezonie, a co gorsza, niektóre ośrodki całkowicie mogą zniknąć z koszykarskiej mapy. Już teraz należy spodziewać się, że zbliżający się sezon - dla wielu - będzie walką o przetrwanie. Niektóre kluby, jeśli przetrwają, mogą bardzo się zmienić. W kuluarach mówi się, że w kilku przypadkach optuje się za zbudowaniem zespołu tańszym kosztem, wokół młodzieży i lokalnych zawodników. Z uwagi na niepewność wywołaną wirusem COVID-19, kolejnym istotnym czynnikiem może być fakt, że wielu sportowców po prostu zrezygnuje z zawodowego uprawiania koszykówki, przez co rynek zmieni się jeszcze bardziej - i to są najbardziej realne implikacje.
- Proszę mi wierzyć, że w I lidze nie ma zarobków, które nagle pozwolą sobie na płacenie kredytów, rachunków i utrzymanie rodziny przez pół roku, a może i więcej, bo nikt nie wie kiedy wszystko wróci do normy. W takich okolicznościach, znalezienie pracy też nie będzie łatwe - zauważył niedawno jeden z zawodników.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Nie wiadomo też jaki koszykarska ekstraklasa i jej zaplecze będzie mieć kształt. Jest jeszcze za wcześnie, by poznać liczbę drużyn, które przystąpią do rozgrywek. Mimo wszystko o tym, kto tak naprawdę w nich wystąpi zadecyduje ekonomia.
Recepta dla I ligi
Jak mogą wyglądać nadchodzące rozgrywki? W "Poranku" w Polsacie Sport szef PLK i PZKosz Radosław Piesiewicz przedstawił trzy warianty na sezon 2020/21 dla Energa Basket Ligi.
Niestety - dla kibiców - nie ma dobrych wieści. Prezes przyznał, że rozegranie "normalnego" sezonu, czyli z udziałem publiczności na trybunach jest niemal nierealny, co tyczy się każdego szczebla rozgrywek. W takiej sytuacji, priorytetem powinny być transmisje z hal (w sezonie 2019/20 w I lidze swoje mecze transmitowało 11 na 14 klubów).
W PLK kolejny wariant zakłada powrót do gry nawet... w połowie sierpnia. Przyspieszony start rozgrywek (sierpień lub wrzesień) wynika z obawy przed drugą falą zachorowań na koronawirusa. Ostatni pomysł zakłada bowiem skoszarowanie wszystkich drużyn w Centralnym Ośrodku Sportu i rozegranie tam rozgrywek.
- Przedstawione warianty dotyczą rozgrywek ekstraklasy - mówi nam Radosław Piesiewicz. Jakie warianty rozpatruje się więc dla niższych lig?
Prezes odpowiada: - Myślę, że I liga mogłaby - podobnie jak EBL - wystartować wcześniej. Wszystko to zależy od wielu czynników, również liczby zgłoszonych drużyn, ale przede wszystkim od decyzji władz państwowych odmrażających możliwość korzystania z hal sportowych. Chcielibyśmy, aby wszystkie mecze I ligi były transmitowane. Prowadzimy w tym kierunku odpowiednie działania.
Zobacz także: Koszykówka. Koronawirus a zaplecze ekstraklasy. W 1.lidze mówią: "Przede wszystkim wzajemne zrozumienie i rozmowa"