40 godzin. Tyle Jeremy Lin spędził w podróży. "Szczęśliwe lądowanie w Pekinie" - napisał na swoim Instagramie koszykarz, mieszkający na co dzień w Oakland w Kalifornii. Lin wrócił do Chin, aby dokończyć koszykarski sezon. Tam sytuacja związana z koronawirusem wydaje się stabilizować.
Liga CBA ma wrócić do rozgrywania meczów po blisko trzech miesiącach przerwy. Gracze spoza Chin dostali oficjalną informację, że kluby oczekują ich powrotu. Ci, którzy się nie zjawią, mają zostać ukarani brakiem możliwości występów w ich rozgrywkach przez trzy najbliższe lata.
Jeremy Lin wrócił z podekscytowaniem i uśmiechem na twarzy. "Świat potrzebuje teraz koszykówki bardziej niż kiedykolwiek" - trafnie ujął to w swoim wpisie Amerykanin tajwańskiego podchodzenia.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Co z igrzyskami w Tokio? "Niektórzy cały czas żyją nadzieją, że odbędą się w terminie"
Chińskie drużyny chcą zacząć trenować w pełnych składach. Do Azji wrócili już m.in. Ty Lawson, Donatas Motiejunas, Ekpe Udoh czy Sonny Weems. Były zawodnik Los Angeles Lakers, Lance Stephenson zadeklarował, że jest gotowy do powrotu i wkrótce zjawi się w mieście Liaoning. Dla Stephensona to pierwszy sezon na parkietach ligi CBA.
Jednak zanim zagraniczni gracze będę mogli wrócić do swoich drużyn, każdego z nich czeka dwa tygodnie kwarantanny. - Jestem w pełni gotowy do ćwiczeń w moim pokoju w ciągu następnych 14 dni, po czym wrócę na parkiet i razem z moimi kolegami z drużyny zakończymy ten sezon z przytupem - przekazywał Jeremy Lin.
31-latek zdobywa średnio 24,2 punktu, 5,8 zbiórki oraz 5,8 asysty dla drużyny Beijing Ducks, która aktualnie z bilansem 19-11 plasuje się ósmym miejscu w ligowej tabeli.
Liga CBA została zawieszona pod koniec stycznia. Przewiduje się, że koszykarze wrócą do gry okolicach połowy kwietnia. Jak donosi dziennikarz ESPN, Jonathan Givony, 20 drużyn ma zostać umieszczonych w dwóch lub jednym mieście. Przygotowany ma zostać skrócony harmonogram meczów sezonu zasadniczego i play offów, a spotkania odbywać się będą bez udziału kibiców.
Czytaj także: Anthony Edwards. To może być pierwszy numer draftu NBA 2020. Ma wielki potencjał
Tomas Satoransky krytykuje Stany Zjednoczone. Chciałby wrócić do Europy