W czwartkowym ćwierćfinale Suzuki Pucharu Polski HydroTruck ograł Legię aż 85:58. Nie było żadnych wątpliwości, kto jest lepszy.
- Na początku co prawda popełniliśmy kilka błędów w obronie i nie doprowadziliśmy do tego, że Legia miała otwarte rzuty, jednak nie potrafiła nas za to ukarać - komentuje Robert Witka, trener ekipy z Radomia.
Brak skuteczności Legii sprawił, że radomianie szybko wypracowali sobie dwucyfrową przewagę, którą swobodnie kontrolowali i dowieźli do końcowej syreny.
ZOBACZ WIDEO Michał Pol wspomina spotkania z Kobem Bryantem. "Szanował Polaków, uwielbiał AC Milan"
Jak się okazuje bardzo mocno pomógł ligowy mecz tych drużyn sprzed tygodnia. Wtedy radomianie również długo prowadzili pewnie, ale w czwartej kwarcie dali się dojść. Tym razem nie było powtórki z rozrywki.
- Tamten mecz bardzo nam pomógł, to była doskonała lekcja - mówi Witka. - Gdy nie masz nic do stracenia i gonisz, to taka drużyna jest najbardziej niebezpieczna. Twoja drużyna musi wtedy trochę kraść czas, a Legia i wtedy i teraz grała bardzo szybko oraz agresywnie.
Mocno pilnowany był przede wszystkim Kahlil Dukes. - Szczególnie on, żeby nie rzucał swoich szalonych rzutów po akcjach pick and roll. Bardzo dobrą robotę wykonał tutaj Marcin Piechowicz, który był bardzo czujny - komplementuje swojego podopiecznego trener HydroTrucku.
Witka był również zadowolony ze swojego obwodu i rozgrywających. - Rozegrali naprawdę bardzo dobre zawody. Obwód fajnie szukał się, kreował otwarte pozycje, których było naprawdę dużo - zakończył Witka.
Te otwarte pozycje sprawiły, że HydroTruck znów ranił rywali rzutami z dystansu, co jest bez dwóch zdań jedną z najważniejszych broni radomian w tym sezonie. Ćwierćfinał zakończyli z 13 trafionymi rzutami zza łuku przy 27 próbach.
Czytaj także:
Tane Spasev grzmi! "Fatalnie trenujemy, nasza jakość jest równa zeru"
Michał Kolenda: Nie jestem w cieniu brata. Marzę o grze za granicą