Los Angeles nie znosi przeciętności. Przez wiele lat to właśnie Lakers byli dumą Miasta Aniołów. Są 16-krotnymi mistrzami NBA, a konferencję zachodnią wygrywali aż 31 razy.
Od kilku dobrych lat drużynę dopadła jednak niewytłumaczalna przeciętność. W pewnym momencie Jeziorowcy stali się chłopcem do bicia, regularnie bijąc swoje niechlubne rekordy. Sam awans do fazy play-off był odbierany w kategorii mrzonki.
Lakers znów są na szczycie, jednak nie wszystko zmieniło się tutaj jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odbudowę wielkiej drużyny rozpoczął legendarny Magic Johnson, który w 2018 roku przekonał LeBrona Jamesa do przeprowadzki do Hollywood. 35-latek dostał wielki kontrakt, posłał dziecko do jednej z najbardziej prestiżowych szkół w USA, a na końcu został twarzą drużyny z Los Angeles.
ZOBACZ WIDEO Terenówka z Dakaru warta milion euro. Zobacz jak wygląda w środku
Rewolucja przyniosła efekt
Jedna jaskółka jednak wiosny nie czyni. Wydawało się, że sam LeBron pociągnie zespół w górę, lecz plan szybko spalił na panewce. Lakers zaczęli regularnie przegrywać, a sam James wielokrotnie dawał oznaki rezygnacji.
- Przeanalizujmy 16 najlepszych zespołów i zobaczcie ilu posiadają weteranów. Jeśli mają młodych graczy, to jest ich tam dwóch lub trzech. Dlatego nam jest tak ciężko - tłumaczył w poprzednim sezonie James. - To nie jest fair, gdy stawiają nam takie wymagania - dodał. Ekipa z Los Angeles sezon zakończyła na dalekim dziesiątym miejscu w konferencji zachodniej.
W stolicy Kalifornii podjęto jeszcze jedną próbę reanimacji pacjenta. Latem 2019 roku skład Los Angeles Lakers został mocno przebudowany.
Zobacz także: Grizzlies pokonali Rockets. Utah Jazz wygrali 10. raz z rzędu
Strzałem dziesiątkę okazał się podkoszowy Anthony Davis, który jest inspiracją dla pozostałych graczy Lakers, aby mocniej pracować w defensywie. Efekt? Lepsi w obronie w konferencji zachodniej są tylko Denver Nuggets. Jeziorowcy biją ich jednak na głowę w liczbie zdobytych punktów w ataku.
Kluczowa okazała się także zmiana pierwszego trenera. Został nim Frank Vogel, który w swojej karierze prowadził Indianę Pacers i Orlando Magic. Wcześniej jako asystent pomagał trenerom w Boston Celtics i Philadelphia 76ers. Od kilkunastu miesięcy pozostawał bez pracy, jednak Lakers z spośród kilku kandydatów zaufali właśnie jemu.
Głodni zwycięstw
W Los Angeles doświadczenie miesza się z młodością. Wiele osób ma tutaj coś do udowodnienia i chce, aby ten sezon był dla nich przełomowy.
- Anthony Davis planuje wygrać pierwszy tytuł w karierze. LeBron chce odzyskać pierścień. Dwight Howard dostał nowe życie, a ja cały czas pracuję na swoje nazwisko - podkreślał Kyle Kuzma (za ESPN). - Mamy bardzo szeroki skład. Rok temu zaczynałem mecze w pierwszej piątce, a teraz jestem na końcu ławki - śmiał się Jared Dudley.
Każda drużyna w sezonie zasadniczym przechodzi przez mały kryzys. Nie inaczej było w przypadku Lakers. Pod koniec 2019 roku przegrali cztery mecze z rzędu, jednak szybko podnieśli się z kolan. Obecnie mogą pochwalić się serią dziewięciu meczów z rzędu bez porażki.
- Tak długo, jak czuję się świetnie, mogę grać na najwyższym poziomie. Mentalnie jestem w bardzo dobrej dyspozycji, jestem tutaj dając z siebie wszystko i nic nie powstrzymuje przed osiąganiem kolejnych celów - dodał LeBron.
Łyżką dziegciu w beczce miodu może być fakt, że Lakers słabo prezentują się w starciach wielkimi zespołami. Podczas wspomnianej serii czterech porażek, Jeziorowcy nie sprostali Denver Nuggets, Milwaukee Bucks czy Los Angeles Clippers. Każda z tych ekip ma wielką chrapkę na mistrzostwo NBA.
Zobacz także: Mariusz Konopatzki brakującym elementem Legii. "Nie wahałem się przed powrotem"