Tej organizacji nikomu szerzej przedstawiać nie trzeba. Jeziorowcy to 16-krotni mistrzowie NBA. W ich składzie grali wielcy Magic Johnson, Shaquille O'Neal, Kobe Bryant czy Kareem Abdul-Jabbar. Od sezonu 2013/14 drużyna popadła jednak w niewytłumaczalną przeciętność. Od tamtego czasu kończyli rozgrywki kolejno na 14., 14., 15., 15., 10. i 10. miejscu w konferencji zachodniej. Awans do play-off był jedynie mrzonką.
Powrót do przeszłości
Początkowo wydawało się, że plan transferowy Lakers został zrealizowany tylko w 50 procentach. Oprócz Anthony'ego Davisa, priorytetem działaczy z Los Angeles było ściągnięcie MVP Kawhi Leonarda. 28-latek wrócił do Kalifornii, jednak wybrał rywala zza miedzy - Clippersów.
ZOBACZ WIDEO: Tajemnica wielkiej formy Roberta Lewandowskiego. "Mam najlepsze wyniki fizyczne w życiu"
Jeziorowcy nie załamali się niepowodzeniem i zaczęli aktywować plan B. Ostatecznie do zespołu dołączyli latem DeMarcus Cousins, Anthony Davis, Danny Green, Jared Dudley, Avery Bradley czy Dwight Howard.
Maszyna z Los Angeles szybko weszła na swoje właściwe tory. Jest znakomicie naoliwiona i wszystkie tryby funkcjonują jak należy. Są najlepszą drużyną konferencji zachodniej (bilans 8 zwycięstw, 2 porażki), a na ich grę patrzy się z wielką przyjemnością.
Znakomita obrona
Od początku sezonu bardzo dobrze grają liderzy Lakers, jednak ich największą siłą jest defensywa. Obecnie mają najmniej straconych punktów w całej konferencji zachodniej.
Świetnie w tym aspekcie czuje się sam LeBron James. - Zarówno trener Vogel, jak i Anthony Davis rzucili mi wyzwanie lepszej gry w obronie. Sam miałem podobne podejście, więc całe lato ciężko pracowałem nad moją dynamiką i szybkością reakcji w obronie - potwierdza LeBron (za ESPN), który wszystkie problemy ze zdrowiem ma już za sobą.
- Wreszcie gram bez żadnego urazu. Wróciła moja normalna szybkość reakcji i siła. Przez uraz pachwiny, który nawet po moim powrocie na boisko nie był jeszcze w stu procentach wyleczony, nie mogłem się odpowiednio poruszać i reagować w obronie - dodaje.
Na osobny rozdział zasługuje środkowy Dwight Howard, który znakomicie wkomponował się do zespołu. Wydawało się, że jego kariera zmierza ku końcowi, jednak potrafił wykrzesać z siebie dużą energię. W Los Angeles prezentuje wielką formę. - To zupełnie inny zawodnik, nie poznaję go. Dojrzał i to bardzo. Do pracy przykłada się z maksymalnym zaangażowaniem, po ciężkich meczach idzie na siłownię i nadal ćwiczy. Widać, że ten sezon jest dla niego niezwykle istotny - komentował jeden z członków sztabu szkoleniowego Lakers.
Howard stał się ulubieńcem kibiców, którzy w Los Angeles są niezwykle wymagający. To nie są fani, którzy w każdym meczu zdzierają gardła dla swojej drużyny. W hali Staples Center czują się bardziej jak w teatrze. Chcą podziwiać sztuki na najwyższym poziomie, a idealnym zakończeniem każdej z nich jest zwycięstwo.
Zmiana warty w Kalifornii
Lakers korzystają poniekąd na rozpadzie Golden State Warriors, którzy w ostatnich latach wiedli prym w rozgrywkach.
Wszyscy zdawali sobie jednak sprawę, że nadmuchany balon Warriors musi pęknąć z wielkim hukiem. Zmiany były koniecznością, gdyż zawodnicy domagali się większych pieniędzy. Latem odeszli między innymi DeMarcus Cousins, Andre Iguodala, czy Kevin Durant. Gdy dodamy do tego poważne kontuzje Klaya Thompsona i Stephena Curry'ego, z wielkiej drużyny pozostały zgliszcza.
Pech jednej drużyny, jest szansą dla drugiej. Lakers mieli nieco ułatwione zadanie, aby wdrapać się na szczyt konferencji. Ich bilans będzie jeszcze lepszy, gdyż w środę zmierzą się właśnie z Golden State Warriors. Trudno przypuszczać, że rozpędzona drużyna z Los Angeles zatrzyma się w pojedynku z najsłabszym zespołem w NBA.
- Zanim się zorientujemy, Los Angeles Lakers ponownie zostaną mistrzami NBA - podkreślił Kobe Bryant, który wbija także szpilkę fanom "Wojowników". - Będziemy wtedy śmiać się ze wszystkich sympatyków Golden State Warriors, którzy pojawili się znikąd - dodał.
Zobacz także: Igor Milicić apeluje do kibiców Anwilu Włocławek