Zdecydowanie nie tak to miało wyglądać, choć zaczęło się dla Anwilu naprawdę obiecująco. Podopieczni Igora Milicicia bardzo dobrze rozpoczęli swoje kolejne spotkanie w rozgrywkach Basketball Champions League. W pierwszej połowie byli oni równorzędnym rywalem dla gospodarzy, choć osiągnięta już przez nich wysoka, bo 15-punktowa przewaga, została niemal całkowicie zniwelowana, efektem czego do przerwy prowadzili tylko punktem, 53:52.
To, co najgorsze, miało jednak miejsce po zmianie stron. Jeszcze początkowo trwała walka punkt za punkt. Był nawet fragment, w którym po kilku udanych akcjach w defensywie Anwil osiągnął siedmiopunktowe prowadzenie (71:64), ale to by było na tyle, jeśli chodzi o jego dobrą postawę w tym spotkaniu. Ostatnie 13 minut włocławianie przegrali aż 23:48, a w efekcie i cały mecz 94:112.
Polfarmex Kutno znika z mapy Polski. Takich przypadków w historii było więcej >>
W spotkaniu wręcz niesamowicie dysponowany był podkoszowy Hapoelu, Suleiman Braimoh, który był totalnie nie do zatrzymania dla obrońców Anwilu. W całym starciu zanotował 33 punkty i 6 zbiórek, a z gry pomylił się zaledwie raz (13/14)! Otrzymał on też solidne wsparcie od Jamesa Feldeine'a, który aż sześciokrotnie kąsał ekipę z Włocławka rzutami zza łuku. Cztery trójki dołożył jeszcze J’Covan Brown i to właśnie ten element gry był tym, którym Hapoel najpierw dogonił Anwil, a następnie zbudował swoją przewagę.
Dość powiedzieć, że jeszcze na nieco ponad minutę przed końcem trzeciej kwarty, po celnym rzucie wolnym Chrisa Dowe'a, na tablicy był wynik remisowy - po 74. Wtedy jednak gospodarze dosłownie wrzucili wyższy bieg i finiszowali skuteczną akcją duetu Cousins-Braimoh. Czwarta kwarta była już z kolei udowodnieniem tego, kto w chwili obecnej dysponuje zdecydowanie większym potencjałem. Gracze David Odeda Kattache powiększali swoją przewagę niemal z każdą akcją, na co Anwil nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Niejako gwoździem do trumny włocławian było też wyrzucenie z parkietu Tony'ego Wrotena, który musiał udać się do szatni po faulu technicznym (wcześniej otrzymał przewinienie niesportowe) na nieco ponad 3 minuty przed zakończeniem pojedynku. Jednak już wtedy było w zasadzie po meczu, gdyż mistrzowie Polski przegrywali w tamtym momencie 81:98. Ostatnie fragmenty nie przyniosły już zmiany obrazu gry i tym samym Anwil zanotował kolejną porażkę po kolejnym naprawdę słabym występie i to zwłaszcza, jeśli chodzi o grę w defensywie.
Hapoel Jerozolima - Anwil Włocławek 112:94 (26:33, 26:20, 29:23, 31:18)
Hapoel:
Braimoh 33, Feldeine 21, Brown 21, Thomas 14, Cousins 9, Blatt 8, Zelmanson 4, Kupsas 0, Lockett 0, Ringvald 0.
Anwil: Dowe 17, Simon 17, Wroten 15, Freimanis 14, Ledo 14, Szewczyk 5, Karolak 4, Milovanović 4, Sokołowski 4, Sulima 0, Wadowski 0.
ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Cezary Trybański: Mike Taylor zaraził zespół amerykańskim luzem