Po kilku nieudanych sezonach, w Sopocie wierzą, że w końcu zła karta się odwróci. Zaufano trenerowi Marcinowi Stefańskiemu, który wziął pełną odpowiedzialność za budowę nowego zespołu, który ma dostarczyć kibicom żółto-czarnych sporo radości.
- Tamten sezon nie był dla nas udany i czas było zacząć coś nowego. Zależało mi na zbudowaniu składu, w którym byłby zachowany balans między obroną i atakiem, a także pozycjami obwodowymi i podkoszowymi - opowiada nam Marcin Stefański.
Szkoleniowiec postawił na sprawdzonych zawodników w realiach Energa Basket Ligi. Na pozycjach 1-2 zakontraktował Carlosa Medlocka i Camerona Ayersa. Obaj są bardzo utalentowani w ataku, grożą zarówno rzutem z dystansu, półdystansu, jak i wjazdem pod kosz. Do tego jest Łukasz Kolenda, który uważany jest za jeden z największych polskich talentów.
ZOBACZ WIDEO Lekkoatletyka. MŚ 2019 Doha: Joanna Fiodorow: To był mój konkurs życia
Zobacz także: EBL. Paweł Leończyk: Anwil i Stelmet złożyły oferty. Czas na nowe rozdanie w Treflu (wywiad)
- Chciałem mieć doświadczonych i sprawdzonych zawodników na obwodzie. Medlock i Ayers nie są odgrzewanymi kotletami. To są zawodnicy, którzy grali w dobrych, mocnych ligach. Sprawdzili się w polskich realiach. Nie ryzykowaliśmy. Wiedzieliśmy, co bierzemy - twierdzi Stefański.
Na skrzydle są wracający do gry po kontuzji Michał Kolenda i nieźle zapowiadający się Jeff Roberson. - Roberson będzie takim łącznikiem. On może grać na pozycji "3" i "4". Naszym dużym atutem jest fakt, że wielu zawodników może występować na dwóch pozycjach: bracia Kolendowie, Kamiński, Ayers, Leończyk czy Kowalenko. Na wszechstronności bardzo mi zależało - tłumaczy trener Trefla.
Pod koszem są doświadczeni Paweł Leończyk, Witalij Kowalenko i Nana Foulland, który zdobył ostatnio brązowy medal w lidze rumuńskiej. Foulland trafił do Sopotu w trybie awaryjnym, bo pierwszym centrem miał być Jack Salt. Nowozelandczyk ma jednak problemy ze zdrowiem. Jego kontrakt nie wszedł w życie.
- Nana to zawodnik dobrze odnajdujący się w obronie, jak i ataku. Skutecznie gra 1 vs 1, stawia mocne zasłony, a dzięki zasięgowi ramion świetnie zbiera piłki pod obiema obręczami. Nie boi się gry tyłem do kosza oraz jest skuteczny w akcjach pick&roll - uważa Stefański.
Nowy zespół Trefla ze świetnej strony pokazał się na inaugurację Energa Basket Ligi. Sopocianie ograli mającego spore ambicje w tym sezonie Kinga Szczecin 90:77. Gospodarze rokordowo prowadzili nawet 63:38 po tym, jak drugą połowę rozpoczęli od serii 16:2. Sześciu graczy Trefla zdobyło 10 i więcej punktów. Najskuteczniejszy był Cameron Ayers, autor 16 "oczek" (4/5 z dystansu).
- Graliśmy bardzo dobrze po obu stronach parkietu. Świetnie dzieliliśmy się piłką, zanotowaliśmy bardzo mało strat. Cieszy fakt, że młodzi zawodnicy mogli się pokazać na koniec meczu - cieszy się Stefański, który przed sezonem znalazł nietypowy sposób na zmotywowanie koszykarzy. Kazał im... powiesić nad łóżkiem kartkę z napisem "play-off 2020".
- Zdaje sobie sprawę, że wszystko i tak będzie trzeba wywalczyć na parkiecie. Nie powiem w ilu meczach zwyciężymy, ale w każdym będziemy walczyć na całego. Kilku zawodników musi jeszcze zrozumieć pewne rzeczy, przede wszystkim zachowania gry w obronie. Pokazaliśmy, że mamy duży potencjał działań ofensywnych. W zespole jest 10 graczy, którzy potrafią rzucać i zdobywać punkty - przyznaje Stefański.
Warto odnotować, że sopocianie po raz pierwszy od pięciu lat wygrali mecz na inaugurację nowego sezonu. Po raz ostatni miało to miejsce 4 października 2014 roku. Wtedy to Trefl pokonał na wyjeździe MKS Dąbrowa Górnicza 83:67. Trenerem żółto-czarnych był Litwin Maskoliunas, a w składzie byli m.in. Leończyk i Stefański.
Zobacz także: EBL. Świetne wieści z Włocławka. Anwil SA przekaże jeszcze więcej pieniędzy!