[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: W trakcie serii Anwilu z Arką wrzało w sieci. Paweł Łakomski napisał na Twitterze: "Kamil, graj w basket, nie bądź koszykarskim Neymarem". Jak pan zareagował?[/b]
Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek: Daleko mi do koszykarskiego Neymara. Nie ukrywam, że rozśmieszyła mnie opinia Pawła Łakomskiego. Niestety to pokazuje, jakie jest to środowisko. Zauważyłem, że lubimy sobie wytykać wzajemnie błędy, potknięcia i niepowodzenia. Jest takie małe "bagienko", ale zdaję sobie sprawę z tego, że w każdym środowisku sportowym jest podobnie. Taką mamy niestety naturę i mentalność.
Zobacz także: EBL. Ivan Almeida: Anwil ma mistrzowską mentalność
Teraz ja wrzucę mały kamyczek do pańskiego ogródka. Mam wrażenie, że za często ma pan pretensje do sędziów i prowadzi z nimi ożywione dyskusje w trakcie spotkania.
To jestem cały ja. I koniec. Nie ma co tego komentować. Jeden zawodnik chodzi do sędziów, drugi nie chodzi.
Nie zmieni pan swojego podejścia?
Nie zamierzam tego robić. Ja sędziów nie obrażam, nie mówię im nic złego. Czasami jako kapitan mogę po prostu więcej. Zawsze kieruję mną ten sam cel: walka o zespół. I tyle.
Co było kluczem do zwycięstwa Anwilu Włocławek w serii z Arką Gdynia w półfinale Energa Basket Ligi? Przegrywaliście już 0:2...
Uważam, że kluczowe było to, co stało się po drugim meczu w Gdyni. Padło kilka męskich słów w naszej szatni. Chcieliśmy za wszelką cenę wyrwać chociaż jedno zwycięstwo. Frustracja była ogromna. Powiedzieliśmy sobie, że nadal są trzy spotkania do wygrania przed nami. Wzajemnie się budowaliśmy. Przełomowy był ten pierwszy mecz we Włocławku. Przełamaliśmy w końcu Arkę, która wcześniej pięciokrotnie nas pokonała.
Znów Kamil Łączyński okazał się lepszy od Jamesa Florence'a. Wrzało między wami w tej serii. W jednym z meczów obaj otrzymaliście nawet przewinienia techniczne za dyskusje.
Może zaskoczę swoją odpowiedzią, ale jestem zdziwiony, bo James praktycznie ograniczył trash-talking i nic do mnie nie mówił w trakcie serii. Może to był powód jego słabszego meczu? On zawsze tym gadaniem na boisku strasznie się napędzał. Ale to już nie moja sprawa.
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka dowcipnie o mistrzostwie Piasta Gliwice. "Cytując klasyka, to truskawka na torcie"
Trener Milicić uważa, że to Krzysztof Szubarga jest najważniejszym graczem Arki Gdynia. Pan też tak sądzi?
Uważam, że w meczach z nami gdy Krzysiek grał dobrze, to zespół Arki znacząco podnosił swój poziom. On potrafi rzucić z dystansu, wejść pod kosz, ale i znakomicie otworzyć kolegów. To bardzo wszechstronny zawodnik. Mieliśmy taką taktykę, żeby nie dać mu się otworzyć. Zaczął jednak bardzo dobrze i znów w naszych głowach pojawiły się myśli, że jak inni się do niego dołączą w kluczowym momencie, to będzie bardzo ciężko ich powstrzymać.
W trakcie serii kibice pisali, że trener Igor Milicić powinien z pana zrezygnować i dać więcej minut Aaronowi Broussardowi. Jak pan do tego podchodził?
Mamy dwóch równorzędnych rozgrywających. Nie jest tajemnicą, że nasze style różnią się. Jeden ma takie atuty, a drugi ma inne. Trener Milicić tak dobiera zawodników na pozycjach, żeby oni różnili się od siebie. To jest świadome działanie. Josip gra tyłem do kosza, z kolei Szymon Szewczyk jest rzucającą piątką. Jesteśmy kompletną drużyną.
Wracając do pytania - jeśli ktoś chce, to niech sobie pisze. Taka cecha internetu. Dziwi mnie jednak to, że tak duży hejt panuje wśród włocławskich kibiców. Oni powinni wspierać wszystkich zawodników, dawać im wsparcie, budować w trudnych momentach. Mnie cieszy fakt, że trener we mnie wierzy, wie, że mogę mu pomóc. Jestem takim przedłużeniem jego myśli szkoleniowej na boisku.
Jaka jest Arka Gdynia?
Nieprzewidywalna. Potrafią zagrać super zawody po obu stronach parkietu, ale czasami jest tak, że coś im nie idzie, a oni dalej to grają. Widać jednak rękę trenera Frasunkiewicza. Mają dwóch liderów - Florence'a i Bostica. Mieli kilkanaście pomysłów na ich otworzenie w kluczowych momentach.
W najważniejszym meczu Florence zagrał jednak na "0". Po raz pierwszy w tym sezonie.
Nasza obrona była świetnie na niego przygotowana. Wychodziliśmy do niego nawet na dziesiąty metr, żeby stamtąd nie oddawał rzutów. Wjeżdżał pod kosz, ale tam odbijał się od naszych wysokich i nie za bardzo wiedział, jak sobie z tym poradzić. Później próbował podawać, ale my świetnie rotowaliśmy. Ja już to kiedyś powiedziałem, że Florence słabo rzuca z półdystansu i ma kiepskie wykończenia spod kosza.
Jak będzie wyglądała finałowa seria z Polskim Cukrem?
Jesteśmy świadomi tego, w jakiej formie są koszykarze Polskiego Cukru. Oni grają rewelacyjnie. W półfinale wręcz zmietli zespół z Zielonej Góry, który nie miał kompletnie pomysłu na ich powstrzymanie. Torunianie robili, co chcieli na boisku. Zapowiada się świetna seria.
Zobacz także: EBL. Przemysław Frasunkiewicz: W lutym zrobiłem mały błąd. On najprawdopodobniej zaważył o naszej porażce