Kto by się spodziewał? Los Angeles Clippers, skazywani na pożarcie znów triumfowali w Oakland. To, co miało być dla Golden State Warriors tylko rozgrzewką przerodziło się w poważne wyzwanie. A to zasługa walecznej drużyny z Hollywood, która do rywalizacji z obrońcami tytułu podeszła bez kompleksów. Podopieczni Doca Riversa zrywem w końcówce zapewnili sobie triumf 129:121 i przedłużyli serię. Szósty mecz odbędzie się więc w Staples Center, spodziewajmy się tłumów.
Goście z Miasta Aniołów prowadzili w tym spotkaniu nawet 81:66. Golden State Warriors starali się odrabiać straty, lecz kiedy byli tego bliscy, Clippers zanotowali zryw 7-0 na koniec trzeciej kwarty i znów mieli 10 punktów zaliczki (104:94). Trener Steve Kerr konsekwentnie prosił o przerwy, na których zawodnicy mistrzów NBA dodatkowo się mobilizowali. To przyniosło efekt w postaci pierwszego prowadzenia od stanu 50:49. Kevin Durant wsadem, ku euforii fanów doprowadził do wyniku 118:117. Mało kto spodziewał się wtedy, że będzie to ostatni pozytyw Warriors w tym meczu.
Genialny Lou Williams odpowiedział trafieniem za trzy z faulem - właśnie Duranta. Oczywiście trafił dodatkowy rzut wolny, a następnie po dwóch błędach GSW dwukrotnie zamienił posiadania Clippers na punkty - wbił się pod kosz i skończył floaterem oraz celnie przymierzył z półdystansu. Zrobiło się wtedy 125:118 i Kerr, półtorej minuty przed końcem ponownie przywołał swoich zawodników. Mistrzowie potrzebowali trafień, tymczasem seria następnych pudeł dopełniła obrazu meczu.
Kevin Durant zdobył rekordowe dla siebie w play offach 45 punktów, dodał też sześć zbiórek i sześć asyst, ale jego wysiłek nie odmienił losów spotkania. Skrzydłowy w 41 minut trafił 14 na 26 oddanych rzutów, w tym 5 na 12 za trzy oraz wszystkie 12 osobistych. Stephen Curry rzucał mniej, bo oddał 15 prób, z których do kosza wpadło siedem, co dało mu 24 punkty. Klay Thompson miał 22 "oczka" przy skuteczności 4 na 11 zza łuku. Zabrakło wsparcia rezerwowych, ci w czterech dostarczyli drużynie tylko 17 "oczek".
Świetny Williams zakończył spotkanie z 33 punktami na koncie, rozdał też 10 kluczowych podań. Danilo Gallinari uzbierał 26 "oczek", a energiczny Montrezl Harrell 24. Co ciekawe, rozgrywający Patrick Beverley miał aż 14 zbiórek - najwięcej spośród wszystkich zawodników, biorących udział w środowym spotkaniu. Beverley uzbierał też 17 "oczek" i pięć asyst. Przed LA Clippers mecz na własnym parkiecie, Golden State Warriors odwiedzą Staples Center, a to widowisko rozpocznie się w nocy z piątku na sobotę o godz. 4:00 polskiego czasu.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kosmiczny mecz w Lidze Mistrzów i kontrowersje przy użyciu VAR-u?
Houston Rockets dokończyli dzieła, w piątym meczu serii pokonali Utah Jazz 100:93 i trzeci rok z rzędu awansowali do półfinału Zachodu. Drużynie z Salt Lake City nie można odmówić zawziętości, po ostatnim triumfie na własnym parkiecie teraz znów mocno dali się we znaki swoim rywalom. Jeszcze na minutę i 32 sekundy przed końcem, kiedy trafił Ricky Rubio tracili do Teksańczyków zaledwie punkt (93:94).
Jak się okazało, był to ich ostatni celny rzut w tym sezonie. Jazzmani zmarnowali szanse, przestrzelił Rubio, a następnie stratę popełnił Donovan Mitchell. Skrzydłowy Rockets, P.J. Tucker w międzyczasie nie wykorzystał dwóch osobistych, ale błyskawicznie się zrehabilitował, bo wymusił wspomniany błąd Mitchella. Sfrustrowany 22-latek momentalnie sfaulował Tuckera, który tym razem nie pomylił się z linii i doprowadził do wyniku 96:93.
James Harden zablokował Rudy'ego Goberta 41 sekund przed końcem spotkania i to był moment, który potwierdził wyższość Houston. "Brodacz" dwoma osobistymi dał pięć punktów zaliczki (98:93), a wynik także rzutami wolnymi ustalił Chris Paul. - Wiedzieliśmy, że to bardzo mocny zespół. Walczyli do końca, mają dobrego trenera, są twardzi - komplementował Utah CP3 prosto z parkietu dla TNT.
Czytaj także: Koniec sezonu dla Josipa Sobina. Duże osłabienie Anwilu Włocławek
- P.J. to ambitny facet, pokazał charakter. Przestrzelił dwukrotnie, a następnie zaliczył przechwyt i ręka mu nie zadrżała. Te jego dwa trafienia były naprawdę bardzo istotne - dodawał o Tuckerze Paul. James Harden zdobył w środę 26 punktów, sześć zbiórek, sześć asyst, trzy przechwyty i cztery bloki. Chris Paul dodał 15 "oczek" oraz osiem kluczowych podań, a cenne 16 punktów i 10 zbiórek miał środkowy Clint Capela. - Nie trafiliśmy tak wielu rzutów, które chcieliśmy, ale te kilka ostatnich meczów pokazały nasze możliwości w defensywie - mówił na konferencji prasowej MVP z 2018 roku. Przeciwnikami Teksańczyków będzie ktoś z pary Warriors - Clippers.
Jeśli ktoś w Utah może mieć do siebie pretensje za występ w ostatnim meczu, jest nim zdecydowanie Donovan Mitchell. Lider Jazzmanów trafił tylko 4 na 22 oddane rzuty, chybił wszystkie dziewięć prób za trzy. Ostatecznie w 39 minut, spędzone na boisku miał 12 punktów, sześć zbiórek oraz popełnił pięć strat. Chwały nie przynosi też zaledwie asysta i przechwyt. Pudłował także Joe Ingles (11 "oczek", 4/12 z gry), a na nic zdało się 18 punktów z ławki rezerwowych Royce'a O'Neale'a.
Czytaj także: Kontrolowany triumf Stelmetu nad Miastem Szkła. Powrót Kelatiego, wielki mecz Hindsa
Wyniki:
Houston Rockets - Utah Jazz 100:93 (20:20, 26:22, 29:27, 25:24)
(Harden 26, Capela 16, Paul 15, Gordon 15 - O'Neale 18, Rubio 17, Crowder 15)
Stan serii: 4-1 dla Rockets
Golden State Warriors - Los Angeles Clippers 121:129 (41:37, 22:34, 31:33, 27:25)
(Durant 45, Curry 24, Thompson 22 - Williams 33, Gallinari 26, Harrell 24)
Stan serii: 3-2 dla Warriors