Dyskwalifikacja Jamesa Florence'a. Jakub Schenk: Iskrzy między nami od dwóch lat

Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: Jakub Schenk i James Florence
Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: Jakub Schenk i James Florence

James Florence nie dokończył meczu z Kingiem Szczecin (72:81). Amerykanin został zdyskwalifikowany za starcie z Jakubem Schenkiem. - Między nami iskrzy już od dwóch lat. Każdy z nas chce wygrać, nikt nie odpuszcza - tłumaczy polski rozgrywający.

W 40. minucie spotkania Arki Gdynia z Kingiem Szczecin (72:81) doszło do starcia między Jamesem Florencem i Jakubem Schenkiem. W wyniku tego kontaktu Polak upadł na ziemię, a na jego twarzy pojawiła się krew. Jeden z arbitrów początkowo odgwizdał przewinienie niesportowe, ale po analizie video sędziowie zmienili decyzję i nałożyli na Amerykanina faul dyskwalifikujący.

Zdziwiony Florence jeszcze próbował interweniować u arbitrów, ale musiał pożegnać się z kolegami i udać się do szatni.

- Byłem metr od Jamesa Florence'a i do teraz nie wiem, dlaczego wykonał ruch ręką w kierunku mojego nosa. Pojawiło się delikatne krwawienie. Nie wydaje mi się, żeby ten ruch wynikał z walki, po prostu było to zamierzone działanie. Jego faul ostatecznie pogrążył Arkę, która nie była już w stanie nas dogonić - tak tę sytuację ze swojej perspektywy opisuje Jakub Schenk, rozgrywający Kinga Szczecin.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Dżeko dał ważne zwycięstwo Romie! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Od samego początku meczu między tymi zawodnikami iskrzyło. Sędziowie już w pierwszej połowie musieli interweniować, ale wtedy skończyło się jedynie na ostrzeżeniach, mimo że obaj mieli sobie wiele do powiedzenia. Schenk wytrzymał presję, stanął na wysokości zadania, mimo że jego rywalem był jeden z kandydatów do zdobycia tytułu MVP.

Zobacz także: Zimny prysznic dla Arki Gdynia. Mocne słowa trenera Frasunkiewicza

- To nie jest pierwszy mecz, w którym iskrzy między nami. Mam takie wrażenie, że napięta atmosfera jest już tak od dwóch lat. Pamiętam, że jak występowałem z Polpharmą w play-off, to już wtedy było bardzo gorąco. Uważam, że jeśli wszystko jest w granicach fair-play, to takie pojedynki dodają kolorytu. Nie ukrywam, że ja bardzo lubię takie starcia. Nie unikam ich. Zdaję sobie sprawę z moich atutów i wad. Wiadomo, że nie zagram jak James Florence i nie rzucę do kosza z ósmego metra i to z odchylenia. Staram się w inny sposób pomagać drużynie. Myślę, że w tym meczu to właśnie pokazałem - podkreśla Schenk.

- Trash-talking? Nie unikam tego, ale też nie prowokuję takich sytuacji. Uważam, że z Florencem mamy mocne charaktery. Kochamy wygrywać. Nienawidzimy przegrywać. Za wszelką cenę chcemy prowadzić zespół do wygranych - tłumaczy rozgrywający Kinga Szczecin.

Co prawda Florence znów był "gorący" w czwartej kwarcie, w której zdobył aż 17 punktów, ale okazało się za mało na świetnie dysponowany zespół ze Szczecina. King zrobił w Gdyni olbrzymi krok w kierunku gry w fazie play-off. - Szkoda, że nie możemy takiego zwycięstwa dłużej celebrować, bo wygrać z liderem na jego parkiecie to wielka sprawa. Mamy przed sobą kolejne spotkania, które musimy wygrać, jeśli chcemy zagrać w play-off - opowiada Schenk.

Szczecinianie po meczu w Gdyni zostali w Trójmieście. We wtorek udadzą się na wyjazd do Koszalina, ale tuż po spotkaniu znów wrócą nad morze, by przygotować się do sobotniego starcia z Treflem Sopot.

Zobacz także: Michał Ignerski: To był odruch faceta, który nie pozwala się kopać

Źródło artykułu: