Kilka dni temu Los Angeles Lakers oficjalnie ogłosili, że Brandon Ingram będzie pauzował do końca sezonu. Poza nim kontuzja wyeliminowała z gry także Lonzo Balla. Patrząc zresztą na bilans Jeziorowców, gołym okiem widać, że rozgrywki są praktycznie spisane na straty. Aby jednak nieco osłodzić swoim kibicom końcówkę fazy zasadniczej, szefowie LAL zdecydowali się zatrudnić Andre Ingrama.
O 33-latku zrobiło się głośno przed rokiem, kiedy to właśnie ekipa z Kalifornii zdecydowała się zatrudnić go na krótki okres, tym samym spełniając jego wielkie marzenie. Obrońca zanotował wówczas debiut marzenie w spotkaniu z Houston Rockets. Zdobył 19 punktów, do których dołożył 3 zbiórki i 3 bloki, a hala Staples Center niemal oszalała na jego punkcie. Teraz historia się powtarza.
Czytaj także: Bójka w meczu Cavaliers - Raptors
O zatrudnieniu Ingrama na 10-dniowy kontrakt poinformowały amerykańskie media i informacja ta od razu stała się gorącym newsem. Kibice już ostrzą sobie zęby na możliwość ponownego oglądania doświadczonego gracza, który jednak na swoim koncie ma jak dotychczas jedynie dwa mecze rozegrane w NBA.
A tak było przed rokiem:
Andre Ingram is back with the Lakers on a 10-day contract.
— NBA on TNT (@NBAonTNT) 11 marca 2019
This past April, he made his NBA debut at the age of 32, dropping 19 PTS on 4-5 shooting from beyond the arc. pic.twitter.com/tmsU3rGuv5
Lakersom do końca sezonu pozostało jeszcze 16 pojedynków. Ich najbliższym rywalem będą Chicago Bulls i będzie to pierwsza z szans dla Ingrama na debiut w sezonie 2018/19. Być może znów będzie on tak spektakularny, jak ten pierwszy.
Czytaj także: Lou Williams przeszedł do historii
ZOBACZ WIDEO Zidane wiedział, że wróci do Realu? "Bardzo dobrze sobie to zaplanował!"