Kawhi Leonard odpoczywał, tymczasem jego koledzy mieli problem z zatrzymaniem Terrence'a Rossa i drużyny Orlando Magic. Ten pierwszy trafił do NBA wybrany z ósmym numerem w drafcie właśnie przez Toronto Raptors, reprezentował barwy ich klubu przez cztery i pół sezonu. Jeśli Ross chciał dobrze wypaść, ta sztuka zdecydowanie mu się udała. 28-latek zdobył 28 punktów, zebrał dziewięć piłek. Chwalił go sam Nikola Vucević: - Był świetny. Kiedy robi tyle w ofensywie, dla nas to zdecydowanie duża korzyść - mówił Serb.
Goście z Florydy trafili 12 na 20 oddanych rzutów w kwarcie numer cztery i potwierdzili wówczas, komu należy się zwycięstwo. Podopieczni Steve'a Clifforda triumfowali ostatecznie 113:98, wspominany Nikola Vucević dorzucił 23 "oczka" i 12 zbiórek. Dla wiceliderów Wschodu była to dopiero szósta porażka na własnym parkiecie, a 17. w całym sezonie. Co ciekawe, Magic udało się pokonać Raptors drugi raz w trzecim bezpośrednim spotkaniu.
Orlando zaliczyło ponadto szósty triumf w siódmym ostatnim meczu, ich bilans 28-33 zapewnia im aktualnie 9. lokatę i realne szanse na awans do fazy play-off. Musieliby wyprzedzić kogoś z tria Charlotte Hornets, Detroit Pistons lub Brooklyn Nets. - To część sezonu, w której musisz brnąć do przodu, bez względu na wszystko. Powinieneś podejść do każdego z meczów w pełni skoncentrowany, być gotowy do zaciętej walki - mówił Terrence Ross.
W drużynie z Kanady Kyle Lowry miał 19 punktów, cztery zbiórki, 10 asyst i cztery przechwyty, ale popełnił też pięć na 13 strat "Dinozaurów". Gorszy dzień miał Pascal Siakam, który trafił tylko 3 na 10 oddanych rzutów. - Nie złapaliśmy w tym spotkaniu naszego rytmu. Kiedy byliśmy już blisko odrobienia strat, oni za każdym razem trafiali ważne rzuty i znów nas dystansowali - komentował ich trener Nick Nurse.
New York Knicks wreszcie zwyciężyli na własnym parkiecie. Koszykarze przełamali pasmo osiemnastu domowych porażek, co brzmi wręcz surrealistycznie. Ale w końcu się udało, fani opuszczali Madison Square Garden w dobrych humorach. Gospodarze pokonali San Antonio Spurs 130:118. Dla tych było to natomiast spotkanie kończące serię meczów wyjazdowych, siedem razy z rzędu występowali w halach przeciwników i udało im się zwyciężyć tylko raz. DeMar DeRozan rzucił 32 punkty i miał dziewięć zbiórek, ale na niewiele się to zdało. LaMarcus Aldridge przez problemy z faulami spędził na parkiecie tylko 21 minut.
- Kibice przychodzą na mecze i wspierają nas, chociaż nie byli świadkami triumfu od 1 grudnia. Nie brałem udziału w tamtym spotkaniu, więc cieszę się, że byłem tu dziś i przyczyniłem się do zwycięstwa, które mogło dać kibicom trochę radości - mówił Dennis Smith, który niedawno dołączył do drużyny Knicks. Miał on 19 punktów, sześć zebranych piłek i 13 asyst. Damyean Dotson dodał 27 "oczek", trafiając 8 na 13 oddanych rzutów za trzy.
Czytaj także: Pracował w cieniu, teraz został dyrektorem wicemistrzów Polski. Bartosz Karasiński prawą ręką Pawła Matuszewskiego
Denver Nuggets nie mieli żadnych problemów z pokonaniem Los Angeles Clippers, drużyna z Kolorado zaliczyła właśnie 41. sukces w sezonie. Od pierwszych na Zachodzie Golden State Warriors (42-17) dzieli ich tylko jeden triumf. Gospodarze odprawili podopiecznych Doca Riversa 123:96. Brylowali Nikola Jokić i Paul Millsap. Ten pierwszy uzbierał 22 punkty i 16 zbiórek, a Millsap zapisał przy swoim nazwisku 21 "oczek" i także 16 zebranych piłek.
Wyniki:
Toronto Raptors - Orlando Magic 98:113 (15:25, 35:28, 21:27, 27:33)
(Lowry 19, Gasol 16, Ibaka 14 - Ross 28, Vucevic 23, Isaac 16)
Denver Nuggets - Los Angeles Clippers 123:96 (34:27, 30:29, 33:21, 26:19)
(Jokic 22, Millsap 21, Murray 16 - Williams 24, Gallinari 19, Green 13)
New York Knicks - San Antonio Spurs 130:118 (30;26, 32:27, 32:30, 36:35)
(Dotson 27, Knox 19, Smith Jr. 19, Mudiay 19, Thomas 16 - DeRozan 32, Aldridge 18, Forbes 15)