Damian Kulig: Miałem ofertę ze Stelmetu. Polski Cukier był najlepszą opcją

Materiały prasowe / Red Cow Studio / Twarde Pierniki / Na zdjęciu: Damian Kulig
Materiały prasowe / Red Cow Studio / Twarde Pierniki / Na zdjęciu: Damian Kulig

O meczu z Anwilem, pobycie i życiu w Turcji, tęsknocie za Polską i propozycjach z klubów Energa Basket Ligi rozmawiamy z Damianem Kuligiem. - Wypisałem sobie na kartce wszystkie "za i przeciw" i wyszło, że najlepszą opcją jest Polski Cukier - mówi.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: W debiucie przeciwko Treflowi zdobył pan 17 punktów, ale z Anwilem już tak dobrze nie poszło. Tylko dwa oczka. Czym było to spowodowane? Rywale odczytali pana zamiary?[/b]

Damian Kulig, koszykarz Polskiego Cukru Toruń: Było widać, że Anwil był dobrze przygotowany do mojej gry tyłem do kosza. W momencie gdy miałem piłkę, to od razu byłem podwajany przez rywali. Nie ukrywam, że było ciężko przebić się przez tak postawioną obronę. Domyślałem się, że coś takiego może mnie spotkać, ale nie sądziłem, że Anwil będzie tak grał od pierwszych minut.

Jakie wnioski płyną po tej porażce z Anwilem w derbach Kujawsko-Pomorskiego?

Moim zdaniem zaważyła dyspozycja dnia, czasami takie mecze się po prostu zdarzają. To dopiero styczeń. Nie ma co popadać w panikę. Mamy jeszcze mnóstwo czasu, żeby popracować i wyeliminować błędy w ataku, jak i w obronie. Myślę, że czas będzie pracował na naszą korzyść. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach będę w stanie dać więcej drużynie, bo jestem pewien, że stać mnie na to. Chcę walczyć z moim zespołem o najwyższe cele w Polsce.

Pojawiły się komentarze, że w momencie gdy wzmocnił pan drużynę, Polski Cukier stał się głównym faworytem do mistrzostwa Polski. Co pan na to?

Warto pamiętać o tym, że ta drużyna beze mnie była już bardzo silna. Czytałem oczywiście te komentarze, ale twardo stąpamy po ziemi. Nikt nie popada w hurraoptymizm. Chcemy krok po kroku iść w tę stronę.

Damian Kulig jest bardziej silnym skrzydłowym czy środkowym? Na której pozycji pan się lepiej czuje?

W Turcji ostatnio częściej grałem jako silny skrzydłowy. To wynikało z tego, że w drużynie mieliśmy deficyt zawodników na tej pozycji. Zespół został tak skonstruowany, że na początku sezonu było w nim aż... czterech środkowych. Dzieliłem minuty z jednym z tych zawodników na "czwórce", ale później został on zwolniony i zostałem sam. Nie ukrywam jednak, że lepiej czuję się na "piątce". Tak też grałem większość czasu w Banvicie.

Dlaczego przed sezonem wybrał pan ofertę Istanbul BB? Czym się pan kierował?

Kilka elementów wpłynęło na moją decyzję. Przed sezonem dostałem dużo ofert z klubów tureckich, znałem ligę, czułem się tam cenionym zawodnikiem, dlatego chciałem zostać w tym kraju. Istanbul BB pod względem sportowym wydawał się dobrą opcją, podpisali niezłych zawodników, mieli ambitne cele, wszystko dobrze się zapowiadało. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna. Porażka goniła porażkę. Klub nie chciał przeprowadzać żadnych zmian, nie wiem, czym było to spowodowane. Frustracja narastała. Ostatecznie kwestie sportowe i osobiste zadecydowały, że postanowiłem coś zmienić.

Turecki klub miał problemy finansowe?
 
Były lekkie opóźnienia. Na pięć wypłat dostałem trzy, więc aż tak źle to nie wyglądało, jak to niektórzy sugerowali. W Banvicie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, bo tam pieniądze były na czas.

Czy prawdą jest, że już przed tym sezonem mógł pan wrócić do Polski?

Myślałem o takim rozwiązaniu. Zdecydowałem się na Turcję, ale to i tak miał być ostatni sezon za granicą. Po nim wróciłbym do Energa Basket Ligi.

Jak wyglądało życie w Stambule?

Polecam to miasto pod względem turystycznym. Warto w okresie letnim przyjechać na tydzień. Od maja do września jest tam piękna pogoda, a później... pogoda jest fatalna i nie ma sensu przyjeżdżać. Poza tym są ogromne korki, które sprawiają na co dzień sporo problemów. Opowiem taką anegdotę. Z mojego domu do galerii handlowej były trzy kilometry. I ten odcinek normalnie było można przemierzyć samochodem w ciągu 5-6 minut, ale czasami dochodziło do takich sytuacji, że jechało się przez... ponad 40 minut.

Czego nauczył pana kilkuletni pobyt w Turcji?

Złapałem większą pewność siebie. Miałem możliwość rywalizacji z klasowymi graczami. Na ich tle mogłem poprawić swoje mankamenty. Uważam, że stałem się bardziej wszechstronnym zawodnikiem.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Atalanta wyszarpała Romie remis! Padło sześć bramek [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Mam takie wrażenie, że jest pan teraz bardziej otwartą osobą. Wcześniej unikał pan rozmów z mediami. Teraz po powrocie udzielił już pan kilku wywiadów.

Z niektórymi dziennikarzami wciąż nie rozmawiam (śmiech). Czy jestem bardziej otwartą osobą? Możliwe, że tak. Jeśli chodzi o życie towarzyskie, to przez dwa lata w Bandirmie zaliczyłem najlepszy okres, od kiedy zacząłem grać w kosza. Były to głównie relacje z innymi zawodnikami, ich rodzinami i ludźmi w klubie. Jeśli chodzi o Turków, to ciężko z nimi nawiązać jakikolwiek bliższy kontakt, bo poza tureckim, nie znają języków.

Często rozmawialiście z Saso Filipovskim o Polsce?

Czasami wspominaliśmy to, co kiedyś działo się w Polsce, ale w głównej mierze skupialiśmy się na koszykówce. Saso jest perfekcjonistą, zawsze chce być jak najlepiej przygotowany do kolejnych meczów.

Zobacz także: Kamil Łączyński: W Anwilu nie ma żadnych kwasów

Była szansa na dalszą współpracę w AS Monaco?

Były prowadzone rozmowy, ale finalnie nic z nich nie wynikło.

Tęsknił pan za Polską?

Tęskniliśmy za rodziną i znajomymi. Za tym, żeby móc porozmawiać w języku polskim. W Turcji niemal nikt nie mówi po angielsku, a czasami nawet jak zna angielski, to nie chce się w tym języku komunikować. To stanowiło duży problem w życiu codziennym, dlatego szybko trzeba było złapać podstawy tureckiego.

Miał pan sporo ofert po odejściu z tureckiego klubu?

Miałem kilka opcji. Było kilka ofert z Turcji, Polski, a nawet z Hiszpanii. Od razu przekazałem agentowi, że chcę wrócić do Polski. Było w czym wybierać. Finalnie wybrałem Polski Cukier. To wiarygodny i transparentny klub. Rozmawiałem z zawodnikami i wszyscy mówili to samo: "warto grać w tym klubie". Dostałem bardzo konkretną ofertę. Cele zespołu są wysokie. Szybko doszliśmy do porozumienia. Nie będę ukrywał, że w Toruniu dobrze czuje się moja rodzina. To był istotny czynnik.

A jak to było ze Stelmetem? W pewnym momencie wydawało się, że to właśnie tam pan trafi. Podobno szczegóły kontraktu były już ustalone. Czemu nie wyszło?

Wiem, że mój agent prowadził zaawansowane rozmowy z klubem z Zielonej Góry. Ale miałem także inne oferty z Polski. Ostatecznie wypisałem sobie na kartce wszystkie "za i przeciw" i wyszło, że najlepszą opcją jest Polski Cukier.

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: