Jeszcze do niedawna wydawało się, że duet Bradley Beal - John Wall jest absolutnie nie do ruszenia. Wszystko trwa jednak do czasu. Bardzo słaby początek rozgrywek 2018/19 w wykonaniu Washington Wizards sprawił, że ani jeden, ani drugi nie jest już bezpieczny. To sygnał dla innych zespołów w lidze, że Czarodzieje są skorzy do rozmów nt. ich wymiany.
W ostatnich latach budowa składu opierała się właśnie na wymienionej dwójce, którą do końca zeszłego sezonu wspierał jeszcze Marcin Gortat. Do pewnego momentu wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Wizards w ostatnich pięciu latach trzykrotnie docierali do półfinałów Konferencji, ale nie byli w stanie przebrnąć dalej. W dodatku ostatnio weszli do play-offów dopiero z 8. pozycji i szybko pożegnali się z rywalizacją.
Kierownictwo klubu ze stolicy wolałoby pozostawić obie gwiazdy w składzie, ale kiepski bilans 5-11 pokazuje, że nie zmierza to w dobrym kierunku, a inni koszykarze ekipy nie są po prostu zbyt łakomymi kąskami dla pozostałych drużyn, a zmienić coś wręcz trzeba. W Waszyngtonie najbardziej liczyli na wymianę kogoś z dwójki Kelly Oubre - Otto Porter, ale zwłaszcza kontrakt tego drugiego (81 mln dolarów za kolejne 3 lata gry) nie zachęca generalnych managerów innych zespołów do działania.
Wygląda więc na to, że jeśli Wizard liczą na jakąś pozytywną zmianę, muszą się liczyć z pożegnaniem się z jednym z liderów, stąd też ich decyzja o dostępności obu w ewentualnych rozmowach. Większe zainteresowanie powinien wzbudzać Beal, który jest młodszy o 3 lata od Walla, ma bardziej korzystny kontrakt do przejęcia i wydaje się także po prostu łatwiejszy do prowadzenia aniżeli 28-letni rozgrywający.
ZOBACZ WIDEO Maciej Kot wie, gdzie ma największe rezerwy. "Z trenerem mówiliśmy jednym językiem"