Marcin Dutkiewicz opowiada o walce z nowotworem: Życie wywróciło mi się do góry nogami, ale rak to nie wyrok

Newspix / Wojciech Szubartowski / Na zdjęciu: Marcin Dutkiewicz
Newspix / Wojciech Szubartowski / Na zdjęciu: Marcin Dutkiewicz

Marcin Dutkiewicz w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o walce z nowotworem. Koszykarz czuje się coraz lepiej i niedługo wraca do treningów. - Ta sytuacja wywróciła życie do góry nogami. Nikomu tego nie życzę - mówi gracz TBV Startu.

Marcin Dutkiewicz, dla którego to trzynasty w sezon na parkietach Energa Basket Ligi, w połowie października wyjawił publicznie, że zmaga się z chorobą nowotworową. - To było tak, jak w większości innych historii z nowotworem w tle. W biegu, codziennym pośpiechu, treningowej rutynie. Nagle wiadomość, która wywraca życie do góry nogami - napisał na Facebooku. Koszykarz TBV Startu Lublin przeszedł zabieg, czuje się coraz lepiej i w grudniu ma wrócić do treningów. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o walce z nowotworem.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Kiedy i jak dowiedział się pan o tym, że ma nowotwór?

Marcin Dutkiewicz, koszykarz TBV Startu Lublin: Kilka dni przed pierwszym meczem ligowym z Legią Warszawa wyczułem niewielką narośl na jądrze. Wcześniej pewnie bym tę sprawę zbagatelizował, ale tym razem wolałem to kontrolnie sprawdzić.

Zgłosiłem ten problem do naszego fizjoterapeuty, który umówił mnie na wizytę do urologa. Na badaniu USG wyszło, że mam nowotwór, który trzeba jak najszybciej usunąć. Dzień później miałem już operację.

Jaka była pierwsza reakcja na informację o nowotworze?

Powiedziałem do lekarza: "o kur.., to chyba jest jakiś żart!?" Dobrze, że leżałem, bo nogi się pode mną ugięły. Bylem w szoku. W pierwszej chwili pomyślałem o rodzinie, dzieciach. Pomyślałem "co będzie, jeśli mnie zabraknie".

Czy mentalnie doszedł pan już do siebie?

Wydaje mi się, że tak, chociaż zdarzają się gorsze chwile. Ale dzięki mojej kochanej żonie zacząłem myśleć zadaniowo i robić wszystko, żeby wrócić do zdrowia. W końcu rak to nie wyrok! Dostałem olbrzymie wsparcie od rodziny, przyjaciół, klubu i znajomych.

Właśnie. Jak klub zachował się w tej sytuacji?

Świetnie. Przesłanie z klubu było jasne: "Marcin, nie myśl o koszykówce, niczym się nie przejmuj, skup się na leczeniu. Jesteśmy z tobą ". I chciałbym tutaj bardzo podziękować prezesowi, trenerom i chłopakom z zespołu.

[b]

Pamiętam naszą rozmowę po turnieju w Starogardzie Gdańskim. Z dużym uśmiechem na twarzy mówił pan wtedy o korzystnym terminarzu, dużej szansie na świetny początek sezonu. Tymczasem brutalnie doświadczył pan tego, że życie pisze różne scenariusze.[/b]

Na pewno ta sytuacja wywróciła nasze życie do góry nogami. Nikomu tego nie życzę. Takie doświadczenia uczą ogromnej pokory do życia i pokazują, że nie mamy na wszystko wpływu. Ale pokazują też, że bardzo ważne jest nastawienie i działanie.

Szczęście w nieszczęściu, że tak szybko to wykryłem, poszedłem do lekarza, operacja odbyła się błyskawicznie i dzięki temu wracam teraz do zdrowia.
Nie wiadomo co by było, gdybym to zbagatelizował. Dlatego panowie, badajcie się.
 
Jak wygląda dalsze leczenie?

Badania wykazały, ze miałem nowotwór złośliwy, ale na szczęście bez przerzutów. Miałem dwie opcje leczenie: chemioterapia lub kontrola-obserwacja. Biorąc pod uwagę mój charakter i determinację do tego, żeby wrócić na boisko, zdecydowałem się na metodę kontroli. Polega ona na tym, że co dwa miesiące będę miał robione badania krwi, a dwa razy do roku tomografię komputerową całego ciała.

Na początku grudnia wróci pan do treningów?

Tak. Mam zielone światło od lekarzy. Muszę wejść spokojnie w trening i zobaczyć, jak moje ciało zareaguje. Chciałbym postawić nogę na parkiecie, wrócić do grania i zapomnieć o tym wszystkim.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot wie, gdzie ma największe rezerwy. "Z trenerem mówiliśmy jednym językiem"

Źródło artykułu: