Jarosław Zyskowski, koszykarz Anwilu Włocławek: Z "15" na plecach po kolejne mistrzostwo

Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Jarosław Zyskowski
Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Jarosław Zyskowski

- Komentarze o tym, że zawodnicy nie chcą grać we Włocławku i dla trenera Milicicia, mnie śmieszyły. To najlepsze miejsce do gry w koszykówkę - mówi Jarosław Zyskowski, który oddał swój numer ("11") z zeszłego sezonu Walerijowi Lichodiejowi.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Tłumy kibiców powitały nowy zespół Anwilu na prezentacji przy okazji Biesiady Kasztelańskiej. Wróciły wspomnienia z mistrzowskiej fety?[/b]

Jarosław Zyskowski, koszykarz Anwilu Włocławek: Powiem szczerze, że gdy stałem na scenie, to faktycznie odżyły we mnie dawne wspomnienia. Pamiętam te śpiewy, tańce i strzelające szampany ze zwycięstwa. Podobna była także liczba osób pod sceną. Jestem w szoku, że aż tylu kibiców przyszło na prezentację zespołu. Oni są zafascynowani koszykówką, dla wielu z nich to całe życie. Widać, że jest duży głód meczów.

Dla nowych koszykarzy to było chyba spore zaskoczenie.

Na pewno, bo tego tematu wcześniej nie poruszaliśmy w szatni. Wszystko w ogóle działo się bardzo szybko. Skończyliśmy trening i od razu poszliśmy na Biesiadę. Ogólnie myślę, że dobrze się stało, że już teraz zobaczyli, co ten klub znaczy dla kibiców we Włocławku.

"Ich Troje", "Stachursky" - działo się w sobotę we Włocławku.

To była bardzo fajna impreza dla ludzi z Włocławka. Festyn trwał już od 16. Mnóstwo osób pojawiło się na terenie Hali Mistrzów. My na scenę weszliśmy się około 21, a później podpisywaliśmy jeszcze kartki dla kibiców. Cieszę się, że jest taka interakcja z kibicami.

Jest pan jednym z czterech zawodników, którzy zostali w Anwilu z mistrzowskiego składu. To prawda, że pana umowa na kolejny rok weszła w życie z racji zdobytego medalu i gry w europejskich pucharach?

Tak, to było połączenie zdobytego medalu i udziału w europejskich pucharach. Nie ukrywam, że cieszę się z faktu, iż zostaję na kolejny sezon i będę grał dwa mecze w tygodniu. W samym październiku rozegramy aż osiem spotkań. Prawdziwe szaleństwo, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To spore wyzwanie, które mnie motywuje do jeszcze cięższej pracy na treningach. W Lidze Mistrzów zmierzymy się z mocnymi ekipami: mistrz Francji, Łotwy, półfinalista ligi tureckiej, Avellino z Włoch, do tego dwie ekipy z kwalifikacji.

Zobacz także: Sporo zmian w Energa Basket Lidze. Krok po kroku do przodu

Marcin Gortat latem musiał zapłacić sporo pieniędzy koledze z drużyny za wykup numeru "13" Co takiego musiał podarować panu Walerij Lichodej, który przejął "11" w Anwilu Włocławek?

To co dzieje się w szatni, musi też tam pozostać. Mówiąc już serio - to mogłem dalej grać z "11" na plecach, bo miałem ku temu pierwszeństwo, ale Walerij mnie poprosił. On z tym numerem jest już związany od lat, bardzo mu na tym zależało. Oddałem "11" i wróciłem do "15", z którą już wcześniej grałem. Mój ojciec też grał z tym numerem. Ciekawostka jest taka, że ja już przed rokiem chciałem grać z "15", ale była ona zarezerwowana dla Mylesa McKay'a, który ostatecznie... w Anwilu nie zagrał.

Czy te numery mają dla pana jakiekolwiek znaczenie? Przywiązuje pan do nich uwagę?

I tak, i nie. Od juniora grałem z "15", głównie ze względu na rodzinne tradycje. Z tym numerem jestem jakoś związany, ale generalnie powiedzmy sobie wprost: numery nie grają.

Tak sobie jednak myślę, że tę "jedenastkę" będzie pan jednak wspominał z sentymentem...

Na pewno. Śmieję się, że po mistrzowskim sezonie zmieniam numer, ale tak czasami się w życiu sytuacje układają. Wierzę, że z "piętnastką" na plecach też zdobędę mistrzostwo Polski, a przy okazji zaliczę dobre występy w Lidze Mistrzów.

Jak duży miał pan wkład w ściągnięcie do Anwilu Włocławek Jakuba Parzeńskiego?

(śmiech). To musisz już o to jego spytać. On decydował, nie ja. Podpytywał mnie o Anwil. Powiedziałem mu, jak to wszystko wygląda od środka. Nie kłamałem. Kuba miał chwilę na zastanowienie i finalnie podjął taką decyzję, że będziemy grali razem w jednej drużynie.

Ucieszył się pan?

Tak, bo jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Grałem z nim jeszcze za czasów juniora starszego w Śląsku Wrocław. Znamy się już szmat czasu, a do tego nasi ojcowie jeszcze grali ze sobą. Pamiętam taką sytuację z przeszłości. Mieszkałem we Wrocławiu i przyjechał Jakub z ojcem Dariuszem, który podpytywał mojego ojca o to, jak wygląda sytuacja w Śląsku. W końcu się zdecydowali na tę drużynę i Kuba dołączył do nas.

Razem też jeździliście do Stanów Zjednoczonych.

Agent Kuby Parzeńskiego załatwił treningi w Nowym Jorku u Jay'a Hernandeza. Udało się to fajnie połączyć, bo ja zapewniłem nocleg u rodziny. Mam tam dziadków. Miło wspominam ten okres. Na treningach głównie koncentrowaliśmy się na dryblingu, manewrach tyłem i przodem do kosza oraz ćwiczeniach rzutowych na czas. Co ciekawe, mi udało się pobić rekord akademii w konkursie rzutowym za dwa punkty w czasie 120 sekund.

Wiem, że miał pan dobre relacje z Ivanem Almeidą, który zdecydował się kontynuować karierę w Estonii. Żałuje pan, że nie został w Anwilu?

Były takie sytuacje, że wychodziliśmy razem na kolację czy porozmawiać. Ivan jest w porządku człowiekiem, będę go miło wspominał. Na pewno trochę szkoda, że nie będzie grał już w naszej drużynie, ale taki jest biznes. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Byłem z nim w stałym kontakcie, mówił mi o tym, że rozmawia z Anwilem, ale ostatecznie trafił do Estonii.

Jego wybór pana zaskoczył?

Uważam, że podjął dobrą decyzję. Gra w lidze VTB jest sporą szansą dla niego, będzie mógł się pokazać w starciach z mocniejszymi zespołami. Zwłaszcza, że w Kalevie będzie jednym z podstawowych zawodników.

Zobacz więcej: Kulisy negocjacji Almeidy z Anwilem, dlaczego odszedł?

Jak pierwsze wrażenia po treningach z nową drużyną?

Pierwsze dni były bardzo intensywne. Otrzymaliśmy do przeanalizowania sporo zagrywek, a do tego wdrażamy powoli system defensywny. Dla nowych zawodników nie jest to taka prosta sprawa, bo ten system jest nieco skomplikowany. Trzeba trochę czasu na to poświęcić. Rok temu byłem w podobnej sytuacji. Czas jednak pracuje na naszą korzyść. Później grasz już na automatyzmach.

W okresie letnim uważnie śledził pan ruchy klubu?

W dobie social-mediów, gdzie wszystko jest komentowane, to nie sposób tego nie śledzić. Oczywiście, że się interesowałem i patrzyłem, kto może trafić lub podpisał już umowę z klubem.

Na wspomnianych social-mediach pojawiła się też informacja, że koszykarze nie za bardzo chcą grać we Włocławku i dla trenera Igora Milicicia. Czytał pan takie komentarze? Jeśli tak, to jak się pan do nich odnosi?

Widziałem te komentarze i one wywołały u mnie uśmiech. Nawet mogę powiedzieć, że mnie śmieszyły. Nie brałem ich na poważnie. Zapytam wprost: gdzie są tak fanatyczni i oddani kibice? Włocławek pod tym względem góruje nad innymi. A trener Milicić chyba w zeszłym sezonie wszystkim udowodnił, że ma znakomity warsztat i jest najlepszym trenerem w lidze.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Dwa świetne gole Zielińskiego. Napoli wróciło z 0:2 do 3:2 [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: