Turcja z uwagi na swoje doświadczenie, obycie w koszykarskim świecie poszczególnych zawodniczek przez wielu była wskazywana jako faworyt. Jednak czwartkowe spotkanie zupełnie zaprzeczyło tej teorii.
Początkowo nic nie zapowiadało klęski ekipy znad Bosforu. Szybko osiągnięte prowadzenie 11:3, dobra postawa Quanitray Hollingsworth zdawały się wystarczać na Grecję. Lew obudził się dopiero w drugiej kwarcie. Szybka gra, inteligentnie wypracowywane pozycje rzutowe i co najistotniejsze zadowalająca skuteczność sprawiły, że role się odwróciły.
Dawała o sobie znać szczególnie wspominana we wstępie Evanthia Maltsi, dosłownie dziurawiąc kosz przeciwnika. Ku uciesze kibiców Hellady, ich reprezentacja po zmianie stron ani myślała zwalniać tempo. Wręcz przeciwnie, dokładając solidną obronę ewidentnie zaskoczyła przeciętnie grające Turczynki i niespodzianka była o krok.
Dystans między oboma zespołami przekroczył 10 punktów, zatem Greczynki mogły mówić o swego rodzaju zaliczce. Ich przeciwniczki wyraźnie nie miały pomysłu, jak narzucić własne warunki. Momentami prezentowały zbyt indywidualną koszykówkę, a Maltsi i spółka wykorzystywały błędy.
W decydującej batalii próbkę umiejętności dały jeszcze Styliani Kaltsidou oraz Eleanna Christinaki. To wystarczyło, żeby przypieczętować triumf i znaleźć się w najlepszej "czwórce" czempionatu. W półfinale Grecja stanie naprzeciwko Francji lub Słowacji.
Turcja - Grecja 55:84 (15:10, 15:26, 10:21, 15:27)
Turcja: Hollingsworth 15, Cakir Turgut 11, Alben 10, Koksal 6, Caglar 6, Canitez 3, Vilgic 2, Cora 1, Senyurek 1
Grecja: Maltsi 25, Spanou 11, Kaltsidou 10, Chrisinaki 9, Lymoura 7, Stamolamprou 6, Fasoula 6, Nikolopoulou 4, Sotiriou 3, Spyridopoulou 3
Czy Greczynki stać na awans do finału? 
Rozumiem o co chodzi ;)