W poprzednim roku na parkiecie hali ORACLE Arena świętowali Cleveland Cavaliers, którzy od stanu 1-3 zwyciężyli trzy następne spotkania i zdobyli pierwszy mistrzowski tytuł w historii klubu. To wszystko poszło w niepamięć. Kevin Durant latem dołączył do drużyny, a Golden State Warriors przed rozpoczęciem sezonu założyli sobie cel - zrewanżować się winno-złotym i znów poczuć smak triumfu. Bilans 16-1 w fazie play-off mówi wszystko, podopieczni Steve'a Kerra zdominowali rywalizację.
Warriors w wielkim finale NBA tylko raz byli słabsi od Cavaliers, kiedy ci trafili 24 rzuty zza łuku i ratowali się przed sweepem. W trzech z pozostałych czterech meczów nie pozostawiali żadnych złudzeń. Zwyciężyli kluczowe spotkanie w Ohio 118:113, dzięki czemu prowadzili 3-0. Teraz dokończyli dzieła na własnym parkiecie, ich triumf 4-1 w serii został przypieczętowany wynikiem 129:120 w piątym spotkaniu. Kluczowa okazała się kwarta numer dwa, którą gospodarze zwyciężyli 38:23, wówczas zbudowali sobie przewagę i dbali o nią już do końca.
Było ciekawie, ponieważ Cavaliers prowadzili w pewnym momencie 39:33, ale Warriors odpowiedzieli wtedy zrywem 36-11. W drugiej kwarcie doszło też do spięcia na linii David West - Tristan Thompson. Gościom udało się później doprowadzić także do wyniku 95:98 w czwartej kwarcie, lecz drużyna Steve'a Kerra była zbyt skoncentrowana i konsekwentna, aby wypuścić sukces z rąk.
Drużynę z Oakland do historycznego zwycięstwa poprowadził duet Stephen Curry - Kevin Durant. Ten pierwszy wywalczył 34 "oczka" i miał 10 asyst, a świetnie dysponowany Durant zaaplikował rywalom 39 punktów. Warto dodać przy tym, że trafił 5 na 8 rzutów za trzy. KD w każdym z finałowych meczów zdobywał co najmniej 30 "oczek". To pierwsza taka sytuacja od 2002 roku i wyczynu Shaquille'a O'Neala.
28-latek został uznany MVP Finałów. Ten w serii z Cavaliers zdobywał 35,2 punktu oraz 8,4 zbiórki, trafiając przy tym 60 na 108 oddanych rzutów z gry, w tym 18 na 38 za trzy. - Kiedy grałem przeciwko niemu w Finałach 2012, a teraz... doświadczenie to najlepszy nauczyciel - mówił o Durancie z dużym szacunkiem LeBron James.
Golden State Warriors zdobyli mistrzowski tytuł piąty raz w swojej historii, a drugi w przeciągu trzech ostatnich lat. - Trudno sobie to wszystko wyobrazić. Nie mogę w to uwierzyć. Jestem tak szczęśliwy - mówił przejęty Klay Thompson. On, Steph Curry czy Draymond Green zdobyli drugi pierścień. Swój pierwszy, tak długo wyczekiwany i wymarzony, założyć będzie mógł wreszcie Kevin Durant. - Bycie częścią tego, bycie mistrzem NBA i MVP Finałów, to coś, o czym śnisz jako dziecko. Jestem szczęśliwy, że nam się to wszystko udało - mówił KD.
Let the celebration begin!#NBAFinals pic.twitter.com/VzhovHZzoM
— NBA TV (@NBATV) 13 czerwca 2017
To był heroiczny wysiłek. Znów. LeBron James dwoił się i troił, o czym świadczy 41 punktów, 13 zbiórek i osiem asyst wywalczone przez 46 minut. - W każdym ze spotkań zostawiłem na parkiecie wszystko, co miałem - mówił później na konferencji prasowej. J.R. Smith (25 punktów) i Kyrie Irving (26 punktów) starali się go wspomóc, ale zabrakło udziału Kevina Love'a (tylko sześć punktów) i dobrej postawy rezerwowych. Zmiennicy dostarczyli drużynie zaledwie siedem "oczek" - cztery Richard Jefferson, trzy Kyle Korver.
LeBron James, który był MVP poprzednich Finałów, w tych notował średnio niebotyczne 33,6 punktu, 12,0 zbiórek oraz 10,0 asyst na mecz. Skrzydłowy został pierwszym zawodnikiem w historii, który na tym etapie zdobywał przeciętnie triple-double. Ale James w Finałach NBA ma na swoim koncie też 27 porażek, więcej meczów przegrali tylko Elgin Baylor (28) oraz Jerry West (33).
Golden State Warriors - Cleveland Cavaliers 129:120 (33:37, 38:23, 27:33, 31:27)
(Durant 39, Curry 34, Iguodala 20 - James 41, Irving 26, Smith 25)
Stan rywalizacji: 4-1 dla Warriors
ZOBACZ WIDEO Fenerbahçe coraz bliżej tytułu. Druga wygrana w finale z Besiktasem
Co do Duranta - był najlepszy tym ra Czytaj całość