Krzysztof Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Bez dwóch zdań to był kapitalny sezon Sharnee Zoll. MVP rundy zasadniczej, MVP finałów Basket Ligi Kobiet i mistrzostwo Polski. Czego chcieć więcej?
Sharnee Zoll, zawodniczka Ślęzy Wrocław: To wszystko dzięki Bogu, to na pewno. Kilka lat temu doznałam poważnej kontuzji kolana i niesamowicie chciałam wrócić. Chciałam współtworzyć i przyczyniać do sukcesów.
Rozumiem, że jest pani zadowolona z tego, że jest w Ślęzie Wrocław?
- Bardzo. Cieszę się, że jestem w takim zespole z takim trenerem. W całej organizacji, jaką jest Ślęza Wrocław. To po prostu... słodkie, móc być w takiej drużynie, gdzie każdy indywidualnie daje z siebie wszystko i tak bardzo walczy za cały zespół.
Walka - to był główny argument, dzięki któremu osiągnęłyście takie wyniki?
- Cały sezon byłyśmy trochę niedoceniane. Wygrałyśmy rundę zasadnicza, a pomimo tego nikt nie stawiał nas w roli faworyta. Przed piątym meczem finałów było podobnie. To tylko pokazuje, że nasza ciężka praca przyniosła efekty. Wykonałyśmy ją doskonale.
ZOBACZ WIDEO Kuriozalna bramka samobójcza - zobacz skrót meczu ACF Fiorentina - Lazio Rzym [ZDJĘCIA ELEVEN]
Wróćmy na chwilę do tego piątego meczu finałów. Spodziewała się pani, że pójdzie Ślęzie stosunkowo tak łatwo?
- Zupełnie się tego nie spodziewałam. Byłam jednak pewna, że jeżeli pokażemy taką defensywę, jaką możemy grać i będziemy stworzymy prawdziwy zespół, to możemy pokonać każdego.
Przeszłyście ogromną metamorfozę. Trzeci mecz przegrałyście z Wisłą Can-Pack różnicą 30 punktów, a decydujący podobną ilością wygrałyście. Jak to możliwe?
- Wiesz co, każdego miesiąca miałyśmy jeden straszny mecz, ale naprawdę straszny. Tak było w Toruniu, tak było w Gorzowie - to się zdarza. Już na czwarty mecz wróciłyśmy w innym stylu, ale tak to musi wyglądać. Zagrasz słaby mecz, ale musisz pozostać skupionym, skoncentrowanym. Musisz wrócić do swojej koszykówki. Naszą siłą był zespół i udało się to odbudować i wygrać najważniejszy mecz sezonu.
No właśnie Ślęza Wrocław była drużyną, gdzie każda mogła zostać bohaterką i wziąć na swoje barki ciężar gry.
- Nie było najmniejszego znaczenia kto zdobędzie 20 czy więcej punktów. Kluczem była defensywa, bo w ataku, tak jak powiedziałeś, każda z nas mogła zaliczyć pokaźną ilość punktów. Bez defensywy sukcesów by jednak nie było.
Defensywa na pewno, ale pomagała też szeroka ławka.
- Tak. Myślę, że tak. Czasami przytrafiają się urazy czy słabsze mecze, ale każda z nas miała pełne zaufanie do innej. Ciężko trenowałyśmy, nikt nikomu nie odpuszczał. Dzięki temu każda z nas nabierała pewności siebie. Potem to wszystko miało przełożenie na mecze.
Rotacja to jedno, ale wiele osób mówi, że to Sharnee Zoll była kluczem do sukcesów. Przebywała Pani najdłużej na parkiecie i... nigdy nie wyglądała na zmęczoną, a wręcz przeciwnie. Zawsze pełna energii.
- Wiesz to wszystko przez letnie przygotowania do sezonu. Znam kilku gości, którzy nade mną pracują i mnie przygotowują. Albo inaczej - oni mnie mordują! To jest niesamowicie ciężka praca, ale daje ona efekty. Dlatego jestem gotowa na 40 minut w meczu, bo trenuję naprawdę ciężko przez cały rok.
Czyli nie ma czasu na odpoczynek, na jakąś przerwę?
- Nie ma. Ludzie często patrzą na mnie z boku i zastanawiają się jak wytrzymuję w takim tempie gry tyle minut. Gdy brakuje mi sił zaczynam się modlić.
Rozumiem, że plan na to lato jest dokładnie taki sam.
- Nie! Zdecydowanie nie!
Nie? Dlaczego?
- To proste. Musisz stawać się coraz lepszym w każdym elemencie, dlatego trzeba iść do przodu i coś dołożyć. Miałam problemy ze skutecznością, z rzutem i to najbardziej chcę poprawić przez lato. Muszę też popracować nad akcjami na kontakcie, bo często gdzieś tam jestem uderzana.
Czyli to lato będzie jeszcze bardziej pracowite? Sharnee Zoll wróci zatem do Wrocławia jeszcze lepsza?
- Jest kilka rzeczy, nad którymi chcę popracować. Koszykówka to kapitalna gra, bo nigdy nie osiągasz swojego szczytu możliwości. Jeżeli tak uważasz, że nic nie da się poprawić, że osiągnąłeś już maksymalny poziom swojej gry, to lepiej skończ z tym sportem.