Dariusz Maciejewski: Wygraliśmy dzięki trzem czynnikom

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Dariusz Maciejewski
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Dariusz Maciejewski

Ogromną euforią gorzowskich kibiców zakończyły się dwa pierwsze mecze ćwierćfinałowe pomiędzy InvestInTheWest AZS AJP Gorzów a CCC Polkowice. Akademiczki w rywalizacji do trzech zwycięstw prowadzą 2-0.

InvestInTheWest AZS AJP Gorzów Wlkp. wygrał 84:82 i 70:59 w dwóch pierwszych meczach ćwierćfinałowych Basket Ligi Kobiet. Co ciekawe, w obu spotkaniach przez większą część starcia prowadziły koszykarki CCC Polkowice.

- Cieszę się niezmiernie. Zrobiliśmy dwa, bardzo trudne kroki. Cudny mecz. Tym razem prowadziliśmy trochę więcej niż ostatnio, bo 10 minut, ale i tak przez większą część spotkania dominującą lub równorzędną drużyną było CCC Polkowice. Wynik na pewno nie oddaje dramaturgii tego spotkania, bo był tak samo trudny jak sobotni. Do samego końca trzeba było być maksymalnie skoncentrowanym, a przede wszystkim zaangażowanym - mówił po niedzielnym meczu trener gorzowianek, Dariusz Maciejewski.

Szkoleniowiec podkreśla, że o wygranej zadecydowały trzy czynniki. - Pierwsze to konsekwencja, bo założyliśmy sobie, że stracimy około 14 "trójek". Straciliśmy ich 11, z czego 7 w pierwszej kwarcie. Trochę żeśmy się podłamali, ale konsekwentnie dążyliśmy do tego, by trzymać się założeń. Paniki u nas nie było. Druga kwestia to ambicja, wola walki i determinacja, z czego ten zespół po prostu słynie. Dziewczyny na ławce też miały swoje zadania, a te na boisku swoje. Trzeba powiedzieć, że taki "team spirit" jest niezmiernie potrzebny i widowiskowy. Trzeci czynnik to wspaniała publiczność. Przypomniały się te czasy, kiedy wszyscy na stojąco, nie tylko Klub Kibica, oglądali i dopingowali. To było wielkie wsparcie i dla nich dedykujemy te zwycięstwo - przyznał opiekun ekipy z Gorzowa.

AZS AJP w rywalizacji do trzech zwycięstw prowadzi 2-0. Teraz jednak akcja przeniesie się do Polkowic, gdzie na pewno będzie dużo trudniej. W przypadku doprowadzenia przez CCC do remisu, oba zespoły ponownie spotkają w hali przy ul. Chopina. - Został nam najtrudniejszy krok. To, co pokazuje drużyna CCC, to może się wszystko obrócić. Najważniejsze dla nas, co konsekwentnie robimy, to musimy bronić własnej hali. Jeżeli uda nam się tam rozstrzygnąć losy rywalizacji, to okej. Jeżeli nie, to musimy tu wrócić i być maksymalnie skoncentrowani, ale przede wszystkim zdrowi. Jesteśmy strasznie poobijani. To znaczy, że poszliśmy na maksa. To się chce oglądać - stwierdził Maciejewski.

ZOBACZ WIDEO Szczere słowa Adama Bieleckiego o dramatycznej śmierci kolegów na Broad Peak

W sobotę z dwóch stron pokazała się Stephanie Talbot. W niedzielę była już pewnym punktem drużyny, ale za to Paulina Misiek przechodziła trudne chwile. - Jestem bardzo dumna z mojego zespołu, zarówno z dziewczyn grających, jak i tych, które siedzą na ławce, ponieważ wykonują niesamowitą pracę, pomagają, niosą nas. Zespół to u nas słowo klucz. Zarówno w szatni, jak i na boisku jesteśmy drużyną. Po słabszej pierwszej połowie w moim wykonaniu dziewczyny weszły do szatni, powiedziały: "Misiek, słuchaj, będzie lepiej" i rzeczywiście tak było - zdradziła skrzydłowa.

Nie obyło się też bez podziękowań dla fanów, którzy nieustannie dopingowali swoje pupilki. W obu pojedynkach hałas w hali przy ul. Chopina był niesamowity. - Chciałam podziękować kibicom. To nasz szósty zawodnik i Gorzów pod tym względem jest magiczny - kontynuowała zawodniczka.

Wyczyn gorzowianek robi tym większe wrażenie, gdyż zarówno w sobotę, jak i w niedzielę grały siódemką koszykarek. Drugiego dnia zachodziły obawy, że nie wystarczy sił, ale nie było tego widać. - Dobrze przepracowałyśmy okres przygotowawczy i widocznie to, jaką pracę wykonujemy w trakcie sezonu, wychodzi na plus. Myślę też, że to głowa i nasza siła charakteru. Nawet jeśli zrobiłyśmy jakieś straty, to potrafiłyśmy się podnieść - zakończyła Misiek.

Kolejna odsłona tego ćwierćfinału już w sobotę, 25 marca. Początek meczu w Polkowicach o godzinie 19.

Komentarze (0)