Łukasz Majewski: Do pełni szczęścia brakuje hali z prawdziwego zdarzenia

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Łukasz Majewski
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Łukasz Majewski

- Klub jest dobrze zorganizowany. Działacze chcą się uczyć i rozwijać. Do pełni szczęścia brakuje jedynie hali z prawdziwego zdarzenia - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Łukasz Majewski, kapitan BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski.

[b]

WP SportoweFakty: "Stalówka" w końcu się rozkręciła?[/b]

Łukasz Majewski: Mam taką nadzieję. Czas najwyższy wskoczyć na zwycięską serię. Te porażki na początku sezonu bolą nas do dzisiaj. Przegraliśmy z Treflem, Polpharmą i z Miastem Szkła. W tym ostatnim spotkaniu prowadziliśmy przez 35 minut. Kontrolowaliśmy sytuację na boisku, ale później parę głupot i porażka.

Co takiego się zmieniło w drużynie?

- Wiele kwestii. Kiedyś naszym problemem był fakt, że powielaliśmy błędy. Zrobiliśmy raz coś źle, ale na tym sprawa się kończyła. Napędzaliśmy tym samym rywali, którzy szybko nam odskakiwali i budowali 10-12-punktową przewagę. Robił się problem. Dochodził do tego stres. Każdy za bardzo chciał, sami nieco pod sobą kopaliśmy dołek.

ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: powiedziałem sobie, że mnie to nie złamie... (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Teraz jest inaczej?

- Tak. Teraz nawet jak komuś nie idzie, to inny potrafi wejść w jego miejsce i go zastąpić. Wszyscy chcą walczyć, dają z siebie wszystko. Jest pozytywny impuls, odżyła chemia w zespole. Wiem, że wszystkie te rzeczy, które wymieniłem wydają się być normalne, ale to one robią różnicę.

Co jeszcze zmienił trener Rajković?

- Przez pierwsze dwa tygodnie bardzo mocno trenowaliśmy, podkręciliśmy tempo na zajęciach. I może dlatego przegraliśmy z Polpharmą i w Krośnie. Odczuwaliśmy w nogach te treningi, poza tym cały czas się wzajemnie poznawaliśmy. Emil Rajković wprowadził swoje zasady i z tego jesteśmy rozliczani. Jest konsekwencja.

W końcu?

- Myślę, że jest to złe słowo. Po prostu trener Rajković egzekwuje swoje zasady. Prawda jest taka, że można grać każdy rodzaj koszykówki, ale liczy się to, w jaki sposób to robisz. Jest plan i trzeba się go trzymać. Nawet jak komuś nie idzie, ale egzekwuje zagrywki i polecenia, to może liczyć na dobre słowo od trenera.

W ostatnim meczu z Asseco Gdynia kilka razy trener Rajković klepał zawodników po plecach. W ten sposób chciał im dać wsparcie.

- Dokładnie. Zna się na tym, bo sam był koszykarzem. Są czasami takie sytuacje, że jeden z nas nic nie gra w ataku, ale super broni, naciska przeciwników i przez to jest na parkiecie. Ktoś pomyśli: "no ale jak, przecież w ofensywie nic nie daje". A jednak! To jest ta konsekwencja, o której wspomniałem. Trener Rajković jest wymagający, potrafi ryknąć. Takie coś jest potrzebne.

To ciekawe, bo przecież macie bardzo doświadczony zespół.

- Wydaje mi się, że sami do końca nie wiemy, jaka jest największa siła tej drużyny. Są jeszcze rezerwy. Nie zagraliśmy jeszcze meczu, w którym 5-6 zawodników miałoby taki procent z gry, że wygralibyśmy różnicą 20-30 punktów. To kwestia czasu. To przyjdzie. Jest potencjał. Trener Rajković ma w kim wybierać. Nie ma co kalkulować, trzeba zapierdzielać!

Warto było wrócić do domu po tylu latach?

- Jak najbardziej. Choć początki były ciężkie. Zacząłem się zastanawiać, co nie było nie tak. Graliśmy fatalnie, choć zespół mieliśmy całkiem niezły. Byłem strasznie zły. Chcieliśmy wygrać za wszelką cenę, tak aby zadowolić kibiców i mieć czystą głowę.

... a kibic wymagający w Ostrowie Wielkopolskim.

- To fakt, ale też wspierający. Możemy liczyć na ich doping. Jeżdżą za nami na wyjazdy. Ludzie żyją tą koszykówką.

Do pełni szczęścia brakuje tylko hali z prawdziwego zdarzenia?

- Zdecydowanie. Fajnie byłoby mieć obiekt, do którego można byłoby wejść w każdym momencie. Brakuje tego miejsca, w którym moglibyśmy się czuć komfortowo i traktować je jako "swoje". Na razie gramy w hali, która jest przejściowa.

Rozmawiał Karol Wasiek

Komentarze (0)