Tym razem Siarka Tarnobrzeg nie była w stanie sprawić niespodzianki. Być może, gdyby w szeregach gospodarzy wreszcie zaprezentował się Gary Bell, to ekipa z Podkarpacia bardziej przeciwstawiłaby się Twardym Piernikom. Po raz kolejny 20 minut dobrej gry rozbudziło apetyty kibiców. Gospodarze dzielnie walczyli i przegrywali tylko czterema oczkami. Gwoździem do trumny okazała się już tradycyjnie trzecia odsłona, której początek Siarkowcy przegrali aż 2:11 i stracili kontakt z rywalem.
- Nieszczęsna trzecia kwarta... To już nie chodzi o to, ze nam odjechali. Mogli to zrobić, ale nie w taki sposób. To nie były ciężkie akcje, 3-4 proste błędy. Tak nie można po prostu grać. Wiedzą o tym, teraz siedzą w szatni i przepraszają - analizował trener Zbigniew Pyszniak.
Polski Cukier Toruń wygrał aż 84:59 w pełni wykorzystując słabą dyspozycję tarnobrzeżan w ataku. Gospodarze trafili zaledwie 18/56 prób z gry. Inne statystyki również nie pozostawiają złudzeń. Zaledwie osiem asyst i aż 18 zbiórek mniej od przeciwnika to obraz tego, co działo się w Tarnobrzegu.
- Rzutowo było fatalnie. Słaba skuteczność z osobistych, za trzy 17 rzutów i tylko dwa trafione. Przegraliśmy wyraźnie zbiórkę. Wszystko po trochu się dołożyło do porażki. Fakt, że po pierwszej połowie byłem mocnym optymistą. Wydawało się, że zaskoczymy, bo takimi niuansami przegrywaliśmy te dwie kwarty - dodał po chwili trener Siarki.
Po raz kolejny gospodarze zostawili na parkiecie sporo zdrowia, ale sytuacja kadrowa i słabszy rzutowo dzień nie pozwoliły im podjąć walki. Przed niesamowicie ważnym dla zespołu Pyszniaka wyjazdem do Lublina jest jednak sporo materiału do analizy. O co trener gospodarzy miał najwięcej pretensji do swoich podopiecznych? - Zawsze się tłumaczy, że jak nie wiesz co zrobić, to w aut wyrzuć, ale nie w łapy. Tu poszło parę akcji w łapy i momentalnie się zrobiło 13 punktów różnicy, a potem to już było jak było. Troszeczkę psychicznie zespół siadł - stwierdził Zbigniew Pyszniak.