LeBron James gra w lidze od 2003 roku. W karierze zdążył już dwukrotnie zmienić kluby, ale amerykańskie media spekulują, że może znowu do tego dojść. Nie chodzi tylko o wizytę w Miami, gdzie grał poprzednio (pisaliśmy o tym tutaj). Najlepszy koszykarz NBA ostatnich lat wrócił do klubu z Cleveland, jednak - co podkreślali eksperci za oceanem - nigdy nie mówił, że odejdzie na emeryturę jako zawodnik Cavaliers.
Napięta sytuacja
W 2010 roku James odchodził pierwszy raz z Cleveland, gdzie maksymalnie doszedł do finałów w 2007 roku. Nie miał szans na zdobycie mistrzostwa, a San Antonio Spurs wygrali rywalizację 4-0. Skład niby wokół Jamesa wzmacniano, ale koszykarz uznał, że ta drużyna nie ma przyszłości.
Zapowiedział, że podejmie decyzję po sezonie, a cała Ameryka żyła operą zorganizowaną przez zawodnika. Wszystko na oczach kamer, dramatyczne reakcje, medialny cyrk, wreszcie ogłoszenie w relacji na żywo, że odchodzi do Miami - tak to wyglądało. Kibice Cavaliers go znienawidzili, Dan Gilbert (właściciel klubu) nie szczędził publicznie złośliwości, a James już zapowiadał nowe życie na Florydzie. Poszedł do tego klubu głównie ze względu na przyjaźń z Dwyanem Wadem. W ciągu następnych czterech lat doszli do czterech finałów, z których dwa wygrali.
W 2014 roku, po miażdżącej porażce w finale 1-4 z San Antonio Spurs, James miał dość. Zatęsknił za powrotem do domu, ale tym razem wszystko odbyło się po cichu i na spokojnie. Zostawił bez żalu Wade’a i Florydę, na nowo zostając zawodnikiem Cavaliers. Tu jednak sytuacja była inna niż przed 2010 rokiem. Był świetny Kyrie Irving, klub pozyskał niezłych zmienników, wreszcie Kevina Love'a, z którym jednak James nie ma podobno dobrych kontaktów.
W zeszłym sezonie Cavaliers doszli do finałów, gdzie przegrali z Golden State Warriors. James wrócił w rodzinne strony, żeby zdobyć mistrzostwo, ale ostatnio relacje coś się psują. Sam koszykarz przyznał, że drużyna nie jest gotowa do gry w play off i daleko jej do formy, w której mogłaby walczyć o tytuł. Na Zachodzie faworytami do wygrania konferencji są Warriors, Spurs i Oklahoma Thunder. Każda z tych drużyn, zdaniem Jamesa, pokonałaby teraz Cavaliers.
Nie takich słów spodziewano się po liderze zespołu. Zbiegło się to w czasie ze wspomnianą wyprawą do Miami. James nie miał nawet ochoty komentować wyjazdu na Florydę. - Czemu tam pojechałem? Bo chciałem - mówił do dziennikarzy.
Doszły do tego informacje, że Irving nie jest szczęśliwy w Cavaliers i chce odejść (tym plotkom koszykarz zaprzeczył). Niedawno pojawiały się pogłoski, że Kevin Love również był bliski zmiany klubu. Podobno w grę wchodziła przeprowadzka do Bostonu, jednak już po terminie dokonywania zmian Celtics zdementowali informacje, że kiedykolwiek starali się o pozyskanie skrzydłowego z Cleveland.
To nie wszystko, bowiem media w USA rozpisują się o braku chemii między Jamesem i Irvingiem. Może to tylko plotki, bowiem inne źródła mówią, że ich stosunki są dobre. To wszystko powoduje, że sytuacja w drużynie jest napięta.
Popełnił błąd?
Najdalej poszedł Stephen Smith, telewizyjny ekspert ESPN, zasugerował, że James znowu może zmienić klub. Nie chodziło tylko o wyprawę do Miami, gdzie James m.in. współpracował z danym trenerem przygotowania kondycyjnego, Davidem Alexandrem. Pojawiła się również sprawa niezrozumiałych wpisów na Twitterze, w których James informuje o "popełnieniu błędu". Nie wiadomo, o co chodziło, jednak wg Smitha sprawa mogła dotyczyć powrotu do Cleveland.
Amerykańskie portale już zaczynają spekulować, gdzie mógłby trafić James. Gdyby jednak doszło do kolejnej przeprowadzki, byłaby to wielka niespodzianka. Najlepszy obecnie koszykarz NBA miał wreszcie w Cavaliers zbudować wokół siebie drużynę, która powalczy o mistrzostwo. Za pierwszym razem się nie udało, w Miami miał Wade’a i Chrisa Bosha, dwie wielkie gwiazdy. Obecnie w Cleveland musi sam być opoką, a z tym zadaniem chyba nie radzi sobie najlepiej.
James ma tak skonstruowany kontrakt, że od niego zależy, czy zostanie w Cavaliers (za rok dostanie wtedy 24 mln dolarów). Stephen Smith ciągle przypomina, że zmiana klubu jest teraz mało prawdopodobna, jednak nie niemożliwa. Nie wiadomo też, jak długo Tyronn Lue pozostanie szkoleniowcem Cavs, a nie jest to trener, który mógłby wymusić jakikolwiek posłuch u Jamesa. Przyszłość zespołu z Cavaliers i Jamesa prawdopodobnie będzie zależała od tego, jak potoczą się ich losy w play offach.
Zobacz wideo: Plaga dopingu. Meldonium pogrążyło Szarapową i innych rosyjskich sportowców
{"id":"","title":""}