Po wyrównanej pierwszej kwarcie, Start Lublin w drugiej odsłonie zaprezentował się tak, jak oczekują tego kibice. Gospodarze zdecydowanie wygrali tę część gry i po dwudziestu minutach prowadzili 44:32. - Można powiedzieć, że Śląsk w pierwszej połowie grał słabo, a my dobrze. Do szatni weszliśmy podbudowani i wierząc w to, że później mecz będzie taki sam - przyznaje Grzegorz Małecki.
Korzystny wynik nie podziałał mobilizująco na lubelski zespół. Wyraźnie spuścił on z tonu, a jego błędy były wodą na młyn dla WKS Śląska Wrocław. Start często nie trafiał z otwartych pozycji, co zemściło się na nim w ostatecznym rozrachunku.
- Chyba za wcześnie uwierzyliśmy, że ten mecz jest wygrany. Na drugą połowę wyszedł jednak całkowicie inny zespół Śląska. Wydaje mi się, że szwankowała nasza skuteczność w drugiej połowie. Z kolei Śląsk swoją poprawił - ocenia zdobywca 12 punktów w piątkowy wieczór.
Podopieczni Michała Sikory ulegli sąsiadowi w tabeli i była to już jedenasta porażka z rzędu. Mimo wszystko można dostrzec światełko w tunelu, gdyż Start nie przegrywa tak wyraźnie, jak za kadencji Dusana Radovicia. - Stuprocentowa poprawa będzie w momencie, kiedy zejdziemy z parkietu ze zwycięstwem. Na razie można powiedzieć, że zrobiliśmy malutki kroczek - zauważa Małecki.