WP SportoweFakty: Po ponad pięciu latach przerwy ponownie wybiegłeś na parkiet w czarno-zielonych barwach. Jakie to uczucie powrócić do klubu w którym się wychowywałeś?
Sebastian Szymański: Było trochę dziwnie, ponieważ rozstawałem się z zupełnie inną halą. Na pewno dobrze jest jednak wrócić do domu. Zostałem miło przywitany przez kibiców i pomimo tego, że zagrałem niecałą minutę, to jestem zadowolony. Każde wyjście na parkiet dużo mi daje. Muszę teraz po kontuzji budować pewność siebie i mam nadzieję, że takie występy mi w tym pomogą.
Okoliczności na powrót na pewno były jednak sprzyjające. Dość pewnie pokonaliście BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski.
- Wykonaliśmy plan, jaki założyliśmy sobie przed meczem. Chcieliśmy przede wszystkim wyłączyć Curtisa Millage’a i to nam się udało. Jovan Novak bardzo dobrze zatrzymał go na początku i zmuszał do oddawania niecelnych rzutów. Wydaje mi się, że był to jeden z kluczy do odniesienia zwycięstwa. Cały czas staraliśmy się też utrzymywać przewagę i kontrolować przebieg tego spotkania.
I było to przede wszystkim ważne zwycięstwo w kontekście bezpośredniej walki o fazę play-off.
- Przed nami teraz cztery mecze na wyjeździe z rzędu i moim zdaniem każdy z nich jesteśmy w stanie wygrać. Mamy pewne założenia i plan. Wiemy, co musimy zrobić, aby dostać się do rundy play-off i do tego też dążymy.
Powróćmy teraz do ciebie. 11-miesięczna przerwa to naprawdę długa absencja. Jak z twoją formą i dyspozycją?
- Identyczne urazy tyczą się również zawodników grających w Eurolidze, czy w NBA, gdzie np. Derrick Rose pauzuje dwanaście miesięcy z tego samego powodu, co ja. Jest to po prostu taka kontuzja przy której trzeba swoje "odtrenować". To nie jest też tak, że przez te 11 miesięcy kompletnie nic nie robiłem. Już na drugi dzień po operacji rozpocząłem rehabilitację. Były to miesiące naprawdę ciężkiej pracy.
Z tego co mi wiadomo klub wiąże z tobą nadzieję na przyszłość, a sama współpraca ma polegać na obopólnej wymianie: PGE Turów stworzy ci możliwość odbudowania się, a ty odwdzięczysz się w przyszłości dobrą grą.
- Przez całe życie byłem obiecującym zawodnikiem. Niestety z powodu moich kontuzji nie udało się osiągnąć tego, co chciałem. Mam jednak nadzieję, że jest jeszcze trochę grania przede mną i że udowodnię swoją wartość dla drużyny. Straciłem moją pewność siebie, ale powoli ją odzyskuję. Starałem się nie załamać tą kontuzją i teraz chcę wrócić do gry. Mam kontrakt tylko do końca bieżącego sezonu, ale liczę na to, że moja współpraca z zgorzeleckim klubem na tym się nie zakończy.
Czy tylko te urazy sprawiły, że twoja kariera zatrzymała się w miejscu? Miałeś przecież zadatki na naprawdę ”wielkie granie”. Wystarczy przypomnieć tu chociażby twój występ w Meczu Gwiazd Europy Under 18, udział w Campie NBA Basketball Without Borders, czy też w obozie dla młodzieży podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.
- Moim zdaniem bardziej zadecydowało to, że nie dostawałem szansy gry. Wydaje mi się, że w Zgorzelcu była wówczas zbyt dobra drużyna. Turów prowadził wtedy Saso Filipovski oraz inni znakomici trenerzy i naprawdę ciężko było przebić się do pierwszego składu. Wówczas zaczęły się też wypożyczenia, w wyniku których trafiałem niestety do drużyn I-ligowych. Nie miałem przez to szansy trenowania z doświadczonymi zawodnikami na wyższym poziomie i te wszystkie możliwości gdzieś się po drodze zatraciły. To od Saso Filipovskiego nauczyłem się jednak wszystkich fundamentów koszykówki. Jemu zawdzięczam naprawdę bardzo wiele bo gdyby nie on, to na pewno nie byłoby mnie tu, gdzie teraz jestem.
Rozmawiał Bartosz Seń
[color=black][b]Zobacz wideo: Ekstraklasa się rozwija
Źródło: WP Sportowefakty[/color][/b]