Mateusz Kostrzewski: Gra niskim zestawieniem przyniosła korzyści

Brak Damontre Harrisa nie przeszkodził aktualnym wicemistrzom Polski triumfować w derbach Dolnego Śląska. - To wrocławianie musieli się przystosować do nas - przyznaje Mateusz Kostrzewski.

To właśnie Mateusz Kostrzewski dał sygnał czarno-zielonym do wzmożonego ataku na przełomie trzeciej i czwartej kwarty derbów Dolnego Śląska. 26-letni skrzydłowy najpierw zdobył cztery z sześciu ostatnich punktów PGE Turowa w trzeciej ćwiartce, by później decydującą część spotkania otworzyć celnym rzutem z dystansu. Trafieniem zza łuku skarcił rywali także Jovan Novak, piłkę w koszu umieścił ponadto stojący na półdystansie Filip Dylewicz, a trzykrotnie penetracje Daniela Dillona pod obręcz okazały się nie do zatrzymania dla obrońców Śląska. Takim sposobem zgorzelczanie zanotowali imponującą serię 18 punktów z rzędu i w połowie czwartej kwarty prowadzili już 69:54.

- Jest to dla nas bardzo ważne zwycięstwo. Widać, że ciężka praca, którą wykonujemy na treningach przynosi teraz efekty. Aczkolwiek zdajemy sobie sprawę nad czym musimy jeszcze pracować. Wszystko idzie jednak w dobrym kierunku - przyznaje Kostrzewski.

Wcześniej zgorzelczanie pomimo świetnego początku i prowadzenia 12:4 nie potrafili utrzymać, ani też wypracować znaczącej przewagi. Co prawda w postawie aktualnych wicemistrzów Polski można było dostrzec dobre fragmenty, ale więcej w ich poczynaniach było gry nierównej niż stabilnej. Gdy Witalij Kowalenko trafił z dystansu niemalże równo z syreną kończącą pierwsza połowę, to Turów prowadził zaledwie jednym punktem.

- Od samego początku sezonu naszym mankamentem jest to, że w naszej grze pojawiają się spore przestoje. Raz graliśmy dobrze, a raz bardzo źle. Popełnialiśmy dużo strat, nie dzieliliśmy się piłką i podejmowaliśmy złe decyzje rzutowe. Myślę, że zdołaliśmy już to troszeczkę poprawić i w coraz większym stopniu kontrolujemy przebieg meczów - tłumaczy reprezentant klubu z przygranicznego miasta.

Zwycięstwo Turowa jest tym bardziej cenne, gdyż zostało odniesione w osłabieniu. Zespół trenera Piotra Ignatowicza musiał radzić sobie bez Damontre Harrisa, który dotąd legitymował się w drużynie z przygranicznego miasta najwyższym współczynnikiem eval i zdobywał średnio 10,4 punktu na mecz.

- Prawie przez cały mecz graliśmy jednak niskim zestawieniem i to przyniosło korzyści. Śląsk posiada wysokich zawodników na pozycjach numer cztery i pięć i to tak naprawdę oni musieli się przystosować do naszej gry - dodaje na zakończenie Mateusz Kostrzewski

Komentarze (0)