Kalendarz nie rozpieszcza Anwilu Włocławek. W pierwszych pięciu spotkaniach sezonu 2015/2016 Rottweilery rozegrały trzy mecze u siebie z bardzo wymagającymi rywalami. I choć żadnego z tych starć włocławianie nie przegrali, to jednak dwa z nich wygrali dopiero po dogrywce (z Rosą oraz PGE Turowem), a trzecie - poniedziałkowe przeciwko Asseco Gdynia - miało nerwowy przebieg do samego końca.
- To był trudniejszy mecz od poprzednich w Hali Mistrzów. Robert Tomaszek nie trenował przed tym spotkaniem przez tydzień ze względu na bolące plecy; wiadomo jaka sytuacja jest z Champem Oguchim i mówiąc szczerze, nie trenowaliśmy w pełnym składzie przed tym meczem w ogóle - mówi jeden z playmakerów Anwilu, Robert Skibniewski.
Włocławianie pokonali rywali 82:76, choć jeszcze trzy minuty przed zakończeniem spotkania było tylko 72:71 dla gospodarzy. Gdynianie po raz kolejny w tym sezonie pokazali, że pomimo młodego wieku i braku doświadczenia (średnia wieku drużyny to zaledwie 21 lat), są w stanie rywalizować z każdym w Tauron Basket Lidze.
- Asseco to zespół grający bez presji. Oni nie mają nic do stracenia i to jest fajne. Grają przyjemną koszykówkę dla oka, szybką, efektowną. Nie ma w ich podejściu żadnych rozliczeń za jakąś stratę czy błąd, a ich grze widać młodzieńczą fantazję - opiniuje przeciwnika Skibniewski.
Anwil zagrał skutecznie w defensywie, odcinając od gry najważniejszego zawodnika Asseco, Filipa Matczaka. 22-letni rzucający zwykle notuje przeciętnie około 14-15 punktów w meczu, tymczasem w Hali Mistrzów po raz pierwszy w sezonie nie przekroczył bariery dwucyfrowej, kończąc mecz z dorobkiem dziewięciu oczek.
- Powstrzymaliśmy Filipa Matczaka, ale z drugiej strony Przemek Frasunkiewicz trzy razy trafił zza łuku z mojej winy, bo za bardzo odszedłem od niego. Super jest jednak to, że ten mecz wygrali nasi wysocy: Piotrek (Stelmach - przyp. M.F.), Fiedja (Fiodor Dmitriew) oraz Robert (Tomaszek), który nie trenował, a mimo to zagrał i zbierał ważne piłki, dobijał, trafiał. Jak się okazuje, Anwil to nie tylko David Jelinek, mecz wygrała cała drużyna - dodaje Skibniewski, puentując poniedziałkowe starcie - Zawsze powiem, że lepiej jest wygrać pod brzydkim meczu, niż przegrać po ładnym.