Po poniedziałkowym spotkaniu Farmaceutów z mistrzami Polski, opinie kibiców na Kociewiu były podobne - podopieczni Dariusza Szczubiała zanotowali najlepszy występ w sezonie, zabrakło jednak im znów zwycięstwa, ale równa gra z naszpikowanym gwiazdami rywalem może napawać optymizmem. Cieszyć może także dobra druga połowa w wykonaniu starogardzian, która od początku rozgrywek jest ich koszmarem. Wcześniej to właśnie po przerwie ulegali oni Startowi Lublin, Enerdze Czarnym Słupsk oraz Siarce Tarnobrzeg.
- W takich meczach trzeba wyjść na parkiet i myśleć o zwycięstwie i to nieważne czy przyjeżdża mistrz Polski czy ostatni zespół - mówił po zakończeniu walki, Łukasz Diduszko, skrzydłowy Polpharmy. - Gramy w domu, dla własnej publiczności i po 0:3 należał im się mecz walki - podkreślał.
Decydująca dla losów starcia Kociewskich Diabłów ze Stelmetem Zielona Góra okazała się druga kwarta. W tej przyjezdni zapewnili sobie 12-punktową przewagę, a gospodarze nie potrafili znaleźć żadnej recepty na ich celne rzuty z dystansu.
- Pierwszą kwartę mieliśmy dobrą, zawsze mamy dobre te pierwsze kwarty - rozpoczął analizę gry, Diduszko. - W drugiej przeciwnik miał niesamowitą skuteczność za 3 punkty i to nas troszeczkę podłamało. Bronisz, starasz się, a rywal nagle trafia z każdej pozycji, to ręce opadają. Natomiast nie poddaliśmy się, graliśmy później z nimi jak równy z równym. O dziwo zagraliśmy najlepszą 2. połowę w całym tym sezonie, bo wygraliśmy trzecią i czwartą kwartę. Na pewno brakło też sił, brakło Szymona, który nie mógł zagrać już w drugiej połowie, a Marcin naciągnął sobie coś w pachwinie. Walka z takimi zawodnikami, jacy są w Stelmecie kosztowała nas też dużo wysiłku - zauważa starszy z braci.
Dla Łukasza Diduszko mecz z rywalem z Winnego Grodu był najlepszym indywidualnym występem w biało-niebieskim trykocie. Wcześniej koszykarz imponował grą w obronie, popisał się efektowną zdobyczą 15 zbiórek w Tarnobrzegu, ale brakowało mu skuteczności w ataku. W poniedziałek 29-latek zanotował 16 punktów, na bardzo dobrym procencie.
- Podchodziłem chyba wcześniej do moich rzutów z dystansu za bardzo emocjonalnie - przyznaje Diduszko. - To jest zawód, trzeba podejść do tego na luzie i wtedy wszystko wychodzi. W tym momencie wydaje mi się, że wszyscy podeszli do tego mniej emocjonalnie, nie było tak zwanej presji, mimo że przyjechał Stelmet, mecz był telewizyjny. Mam nadzieję, że będziemy to kontynuować i zaprocentuje to w następnych spotkaniach - dodał.
W najbliższą niedziele dojdzie do walki na dnie ligowej tabeli. Będąca jeszcze bez zwycięstwa Polpharma podejmie Trefla Sopot, znajdującego się w takiej samej sytuacji, jak Kociewskie Diabły.
- Oj z Treflem to już będzie mecz za 4 punkty, my nie chcemy być ostatnim zespołem w lidze, czerwoną latarnią - zaznacza Diduszko. - Nie wyobrażam sobie innego scenariusza, jak nasz wygrany mecz. Mam nadzieję, że kibice myślą tak samo i będą nas wspierać głośnym dopingiem. Pokazaliśmy ze Stelmetem, że jesteśmy groźni i wierzę, że jeszcze wiele drużyn wyjedzie stąd z porażką. Każda seria się kiedyś kończy i będzie to już w niedzielę - podsumował z optymizmem.