Robert Skibniewski jak profesor w "wojnie nerwów"

Mecz Anwilu Włocławek z PGE Turowem Zgorzelec był prawdziwą wojną nerwów, w której jednym z bohaterów był Robert Skibniewski. Doświadczony playmaker zdobył 17 punktów i miał siedem asyst. Trafił również kluczową trójkę.

Do końca meczu pozostawała niespełna minuta, gdy Fiodor Dmitriew zebrał piłkę pod swoim koszem i uruchomił akcję Anwilu Włocławek przy stanie 83:83. Po chwili David Jelinek skutecznie penetrował w kierunku obręczy, a gdy zawodnicy PGE Turowa Zgorzelec podwoili Czecha, ten przytomnie oddał piłkę na obwód, gdzie czekał już Robert Skibniewski.

Rozgrywający Anwilu rozgrywał bardzo dobre spotkanie - do tego momentu miał na swoim koncie 14 punktów, ale jednak pół minuty wcześniej przestrzelił jeden z dwóch rzutów wolnych. Kiedy jednak dostał podanie od Jelinka, Skibniewski nie zawiódł. Trafił trójkę, która okazała się kluczowa dla losów spotkania. Anwil pokonał PGE Turów 87:84.

- To była prawdziwa wojna nerwów, ale na szczęście to my przechyliliśmy szalę na swoją korzyść. Po raz kolejny w tym sezonie. To dla nas naprawdę ważna wygrana, kolejna z bardzo mocnym przeciwnikiem - powiedział Skibniewski po zakończeniu spotkania.

Anwil wygrał po raz trzeci w sezonie 2015/2016 i to sprawia, że drużyna z Włocławka nie zaznała jeszcze goryczy porażki. Co ciekawe, w dwóch meczach w Hali Mistrzów Rottweilery wygrały dwukrotnie po... dogrywkach. Dwa tygodnie temu pokonali Rosę Radom 92:89 po 45 minutach rywalizacji, a w sobotę okazali się lepsi od wspomnianego wicemistrza Polski.

- Znowu dostarczyliśmy fanom niemałych emocji. Myślę, że możemy pogratulować sobie po tym meczu, bo wytrzymaliśmy w trudnym momencie, ale jednocześnie chcę podziękować fanom, którzy stanęli na wysokości zadania. Wspierali i kibicowali nam przez cały mecz - zakończył Skibniewski.

32-letni rozgrywający zagrał najlepsze zawody w barwach Anwilu. W ciągu 30 minut rzucił 17 punktów (6/12 z gry, 1/2 z linii), miał siedem asyst, pięć zbiórek, cztery faule wymuszone i dwa przechwyty, przy tylko jednej stracie. Można więc powiedzieć, że zawodnik Anwilu rozegrał trudne spotkanie po profesorsku.

Jednocześnie, warto jednak dodać, że w sobotni wieczór skutecznie zagrali obaj playmakerzy Anwilu. Spędzający na parkiecie 17 minut, Kamil Łączyński również zaprezentował się bardzo solidnie. Poza ośmioma punktami (4/5 z gry) miał także trzy przechwyty i dwie asysty, a dobrze grę obu swoich rozgrywających określił trener Igor Milicić.

- Ja nie patrzę na to, że mam dwóch rozgrywających. Dla mnie obaj są jak jeden zawodnik i to, że dzisiaj Skiba zagrał dłużej to nie oznacza, że w kolejnym meczu nie może być odwrotnie. Najważniejsze, że prowadzą grę drużyny do zwycięstw - powiedział trener Milicić.

Źródło artykułu: