PGE Turów Zgorzelec przyjechał do Włocławka na mecz z Anwilem w bardzo dobrych nastrojach. Zawodnicy Piotra Ignatowicza pokonali tydzień wcześniej Start Lublin 76:66 i liczyli, że w Hali Mistrzów przerwą dobrą passę Rottweilerów. Po dogrywce jednak lepsi okazali się koszykarze z Włocławka, którzy zwyciężyli 87:84.
- Oba zespoły stworzyły fantastyczne, dramatyczne widowisko pełne emocji. Gratuluję trenerowi Igorowi Miliciciowi, którego znam osobiście, aczkolwiek dla nas nie jest to dobra informacja. Drugi raz ucieka nam mecz na gorącym terenie i drugi raz mogliśmy to spotkanie wygrać rzutami osobistymi. Niestety nie udało się - powiedział trener PGE Turowa.
Anwil prowadził 77:75 na kilka sekund przed końcem czwartej, gdy na linii rzutów wolnych stanął Piotr Niedźwiedzki. Trafił raz, następie spudłował, ale zebrał piłkę i ponownie został sfaulowany. Przy wyniku 77:76 stanął więc przed szansą na zapewnienie PGE Turowowi wygranej, ale ponownie trafił tylko raz. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna więc była dogrywka.
- Piotrek spudłował, ale historia koszykówki pokazuje, że nie tacy gracze pudłowali. To na pewno nie jest jego wina, a wręcz przeciwnie - trzeba się cieszyć, że w momencie pudła Piotrek zawalczył o zbiórkę, wymusił faul i dał nam szansę na wygranie - komentował Ignatowicz. Po zakończeniu spotkania trener PGE Turowa wskazał dwa kluczowe elementy, które przesądziły o zwycięstwie Anwilu.
- Pierwsza rzecz to nasza przewaga. W pewnym momencie mieliśmy sześć punktów prowadzenia i zbyt łatwo daliśmy sobie odebrać tę przewagę. W kluczowym momencie nie wszyscy jednak bronili tym samym systemem, nastąpił błąd komunikacji. Druga rzecz to brak cierpliwości. Anwil grał bardziej dojrzale, przekazywał sobie nas, a my tego nie potrafiliśmy wykorzystać. Mieliśmy wymuszać faule, zaatakować wysokiego gracza, a tymczasem decydowaliśmy się na niepotrzebne rzuty za trzy. To nie przyniosło skutku - tłumaczył szkoleniowiec zgorzelczan.
Po 40 minutach walki było 77:77, a po chwili - już w dogrywce - 83:83. Wówczas Robert Skibniewski trafił za trzy, a o ostatecznym zwycięstwie gospodarzy przesądził trafiony rzut wolny Piotr Stelmach.
- My mamy świeżo zbudowany zespół i dodatkowo zespół młodszy od Anwilu. Nie ma co ukrywać, Anwil ma większy potencjał i większość zawodników grała na wysokim poziomie. My z kolei prezentowaliśmy się zbyt nonszalancko, zabrakło doświadczenia i wyrachowania - zakończył Ignatowicz.