WP SportoweFakty: Pokonaliście Asseco Gdynia na wyjeździe 64:61. Do łatwych jednak ten mecz nie należał?
Robert Witka: To prawda. Bardzo trudny mecz za nami. Asseco gra z niesamowitą intensywnością po obu stronach parkietu. Aby ich pokonać, to należy trafiać z dystansu, bo oni bardzo zagęszczają strefę podkoszową. To nam się udało zrobić. Byliśmy skuteczni w tym elemencie. Cieszy wygrana, szczególnie po tych dwóch porażkach na początku.
Pierwsze zwycięstwo, ale styl pozostawia jeszcze wiele do życzenia.
- W tym momencie styl jest kompletnie nieistotny. Liczyło się tylko zwycięstwo. To jest najważniejsze. Szkoda, że znów doprowadziliśmy do tak nerwowej końcówki. Uważam, że graliśmy zbyt indywidualnie i pojawiły się problemy. Gdy gramy spokojnie, każdy dotyka piłki, to takich kłopotów.
Czyli tak jak w pierwszej kwarcie z Asseco?
- Dokładnie. Zaczęliśmy naprawdę fajnie, co nam pomogło. Gdybyśmy tak nie zaczęli, to mogłoby być różnie. Funkcjonowaliśmy dobrze w obronie i mogliśmy zbudować dość wysoką przewagę.
Czuliście presję przed meczem po tych dwóch porażkach na początku sezonu?
- Zawsze jest jakaś presja. Trzeba zdać sobie sprawę, że w tych meczach, które przegraliśmy, nie byliśmy zdecydowanie słabsi od rywali. Graliśmy jak równy z równym. Niestety, czegoś w końcówkach brakowało.
Dla was mecz z Asseco był początkiem takiej serii spotkań co trzy dni. Zaczyna się dla was niezły maraton.
- Tak się przecież gra w całej Europie. Często Amerykanie, którzy do nas przyjeżdżają, są zdziwieni faktem, że u nas w Polsce cała koncentracja idzie na treningi, a nie na mecze.
Jak ty do tego podchodzisz?
- My trenujemy przez 5-6 dni w tygodniu. Cieszę się, że będziemy grali dwa razy w tygodniu. Mecze są solą tego sportu.
Tobie ten rytm jest doskonale znany.
- To prawda. Jeździłem na mecze w europejskich pucharach z Asseco Prokomem Gdynia, Anwilem Włocławek, PGE Turowem Zgorzelec. Nie jest to dla mnie nowość. Zawsze lubiłem taki rytm. Cieszę się, że wracam do gry na dwóch frontach.
Rozmawiał Karol Wasiek