Wydawało się, że po dwóch wysokich porażkach z rzędu, Energa Czarni Słupsk nie podniosą się i w czwartym meczu nie będą mieli za dużych szans w starciu z PGE Turowem Zgorzelec. Czarne Pantery pokazały jednak charakter, bijąc się o zwycięstwo do samego końca.
[ad=rectangle]
- Uważam, że w tym ostatnim spotkaniu pokazaliśmy walkę, zaangażowanie, determinację. Tego nie było w meczach dwa i trzy. Tamte spotkania nam nie wyszły. Dostaliśmy tak mocno w tyłek, że aż wstyd! Byliśmy podłamani, ale wiedzieliśmy, że musimy położyć wszystko na jedną szalę, tak aby wygrać ten pojedynek i pojechać do Zgorzelca - podkreśla Michał Nowakowski, zawodnik Energi Czarnych.
Słupszczanie mieli olbrzymią szansę na zwycięstwo. Jeszcze w połowie trzeciej kwarty po trzypunktowym rzucie Jarosława Mokrosa prowadził już 55:42. ("serial" punktowy 15:0). Wydawało się, że gospodarze są w stanie doprowadzić do piątego spotkania, które w niedzielę odbyłoby się w Zgorzelcu. Do takiego scenariusza nie chcieli jednak dopuścić mistrzowie Polski, którzy z każdą minutą zaczęli się rozkręcać.
- Dwie trójki w końcówce PGE Turowa zaważyły o losach meczu. Musieliśmy później gonić i w sumie niewiele zabrakło. W ostatniej akcji miałem faulować, ale się poślizgnąłem. Filip Dylewicz mi uciekł. Może potoczyłoby się to inaczej - dodaje gracz Energi Czarnych, który zaznacza, że jego zespół będzie gotowy do gry o brąz.
- Żałuję tych dwóch meczów, które przegraliśmy różnicą 20 punktów. Gdyby ich nie było, to całkiem możliwe, że gralibyśmy teraz o złoto. Szkoda, że się nie udało. To byłoby super przeżycie. Pozostaje walka o brąz - komentuje zawodnik.