Łukasz Majewski: Nerwy są maksymalnie naciągnięte

Rosa Radom jest w trudnej sytuacji po dwóch meczach półfinałowych w Zielonej Górze. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego w serii przegrywają 0:2.

Radomianie wyciągnęli lekcję po pierwszym meczu półfinałowym, który zupełnie nie poszedł po ich myśli. W drugim spotkaniu Rosa postawiła Stelmetowi trudne warunki i przez trzy kwarty rywalizowała z zielonogórzanami łeb w łeb. W czwartej kwarcie zielonogórzanie zbudowali przewagę, której nie oddali już do końcowego gwizdka. - Trzeba przeanalizować całe spotkanie, a nie czepiać się tylko czwartej kwarty. Nie przegrywa się meczu w pięć minut, tylko całą konsekwencją. W pierwszej połowie zabrakło nam skuteczności. Nie ukrywajmy, że mieliśmy masę otwartych pozycji, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Ja sam miałem cztery otwarte rzuty - nie mówię, żeby trafiać na 100-procentowej skuteczności, ale dwie trójki powinny wpaść. Wtedy grałoby się łatwiej, byłaby większa pewność siebie. Mimo porażki należą nam się ogromne gratulacje dla nas, że nie pękliśmy, podjęliśmy walkę szczególnie w obronie, a to sobie właśnie założyliśmy przed meczem - podsumował Łukasz Majewski.
[ad=rectangle]
"Zabójcami" Rosy byli głównie Przemysław Zamojski i Łukasz Koszarek, którzy celnie rzucali zza łuku, choć nie mieli oni łatwych pozycji. - Nie powiedziałbym, że wtedy nasza obrona była słabsza. Po prostu zawodnicy Stelmetu zaczęli trafiać cięższe rzuty, z ręką. Nie da się wszystkiego obronić i nie można zganić nas za złą defensywę, bo każdy rzut był właśnie przez rękę. To jest część koszykówki. Nie zapominajmy jednak z kim i gdzie graliśmy. Stelmet to drużyna europejskiego formatu, aktualni wicemistrzowie, a jeszcze niedawno mistrzowie Polski. Mamy tego świadomość. Chcemy coś ugrać w półfinałach, pokąsać zielonogórzan i postarać się coś wyrwać - przyznał kapitan Rosy.

Niedzielne spotkanie było bardzo emocjonujące i zacięte. Nerwy udzieliły się także zawodnikom, przez co nie obeszło się od przewinień technicznych. - Może w końcówce trochę nas poniosły emocje. Myślę, że było to spowodowane tym, że po prostu czuliśmy, że to spotkanie mogło się potoczyć trochę inaczej, biorąc pod uwagę wszystkie części meczu. Są to pojedynki o finał, więc nerwy są maksymalnie naciągnięte. Będzie nerwowo, bo wiemy o co gramy. To jest kolejna część gry. W końcówce nie wytrzymaliśmy trochę psychicznie, ale to właśnie przez to, że przez trzy kwarty graliśmy bardzo dobrze i była szansa, aby ugryźć Stelmet - skomentował doświadczony koszykarz.

Trzeci mecz półfinałowy zostanie rozegrany w środę, tym razem w Radomiu. - W półfinałowej serii gramy o wszystko. Albo uda nam się przełamać i coś jeszcze ugrać, albo nie to się nie powiedzie. Myślę, że jeśli zostawimy serce na parkiecie, szczególnie w obronie, tak jak to było w pierwszej połowie tego drugiego meczu, gdzie Stelmet nie mógł sobie poradzić, to będzie w porządku. Wracamy do własnej hali, a nie ukrywajmy, że to nasz atut. W Radomiu nie gra się łatwo. Liczę, że coś jeszcze uszczkniemy - zakończył Łukasz Majewski.

Źródło artykułu: